Podobno była to córka margrabiego Wielopolskiego, którą tu kiedyś miano zamordować i zamurować w piwnicy...

  O spotkaniach z Czarną Damą opowiadają także inni pracownicy magistratu. Najpewniej właśnie spotkanie z nią było przyczyną wydarzenia, o którym głośno było przed wojną w Krakowie. Otóż na drugim piętrze, tam gdzie obecnie mieści się gabinet prezydenta miasta, niegdyś mieściła się kasa miejska. Kasy tej dzień i noc pilnował wartownik z - policji. I oto pewnej nocy, bez żadnego powodu, wartownik wystrzelił cały magazynek pistoletu w drzwi i uciekł z posterunku. Odnaleziony, nie potrafił nic powiedzieć o swoim dziwnym zachowaniu i w końcu znalazł się w szpitalu dla obłąkanych. Tkwiące we framudze drzwi kule do niedawna, do czasów ostatniego remontu, oglądać można było w jednej z sal drugiego piętra...

  A zatem nie ulega wątpliwości - w Pałacu Wielopolskich straszy. I to nie bez powodu. Zachowane przekazy i źródła wskazują dowodnie, że opowieści o zamordowaniu panny Wielopolskiej nie są bynajmniej wyssane z palca. Pałac Wielopolskich był widownią straszliwej zbrodni.

  Oto co przeczytać można w wydanej w roku 1896 we Lwowie anonimowej rozprawie, zatytułowanej Panowie Wielopolscy w Krakowie:

(...) Lat temu do pięćdziesięciu z górą żył staruszek misjonarz przy kościele Najśw. Panny Marii i taką rzecz opowiadał. Młodym kapłanem zawołany był pod noc z wijatykiem, a powóz czekał nań pod kościołem. Wziąwszy co potrzeba, usadzony był do karety, w której siedział ktoś drugi, a że noc była ciemna, nie widzieli siebie. Kareta jeździła długo z nimi po mieście i za miastem, to tu, to tam, stanęła w końcu na podwórcu, przed jakimś domem wysokim. Obydwóch wprowadzono bez światła po wschodach do obszernej izby, w której leżało 

rozciągnione czerwone sukno. Po chwili drzwiami bocznymi wszedł staruszek poważny, a zanim dziewica w bieli. 

Postawiono stołek na suknie, a staruszek rzecze: krze miły! (krze miało znaczyć księże) spowiadajcie pannę. Panna uklękła i uczyniła spowiedź, poczerń  przyjęła wijatyk... Teraz wasza rzecz, powie staruszek do mistrza, co stał, przywieziony z księdzem... Mistrz wyciągnął miecz z pod płaszcza i ściął pannę, a ciało zawinięto w owe czerwone sukno. Staruszek po chwili dał znak, a hajduk przyniósł na tacy butelkę wina i dwa kieliszki. No! powie staruszek, po pracy dobry posiłek i naleje wina. Kat wypił, a księdza ratowała laska Boża, gdy od strachu (podejrzewając) wylał on trunek na obojczyk. Kareta znowu zaszła, usiedli ksiądz i mistrz i wożono ich znowu długo (księdzu znowu zawiązano oczy). Kat wysiadł pierwszy, a księdza wysadzono przed mieszkaniem jego. Gdy ochłonął nieco po strachu, a zabierał się na spoczynek, uczuł palenie po ciele; a to było owe wino wylane za obojczyk, co okropało mu piersi od brody po żywot (snadź i księdza chciał otruć ów poważny staruszek).

  W lat czterdzieści dobrze, zawołany z Panem Jezusem, wszedł na dziedziniec Pałacu Wielopolskich, a prowadzony po wschodach na górę poznał, iż to był ten sam dom w którym spowiadał ową pannę ściętą. Państwa w nim nie było, jeno czeladź. Oto narata tego staruszka misjonarza (...)

  Opowieść ta me jest bynajmniej jedynym źródłem informacji o tajemniczej zbrodni. Otóż człowiek znany w całej Polsce z licznych cnót i prawości charakteru, senator, wojewoda, prezes słynnego sądu sejmowego w 1827 roku - Piotr Bieliński - potwierdził opowiadanie staruszka.

                                                                                               dalej