Kochankowie z Dębna

  Przed laty głośno było o tej sprawie w całej okolicy. No bo jak to, w posterunku Milicji Obywatelskiej pojawiły się duchy! Jeden z funkcjonariuszy wystrzelał cały magazynek pepeszy i uciekł opowiadając, że zobaczył zjawę; inni zapytani o te zjawiska zmieniali temat rozmowy. Wreszcie posterunek został przeniesiony...

  Za głęboką fosą pobłyskują spoza gęstwiny drzew mury z czerwonej cegły. Na drzewach tysiące gawronich gniazd. Czarne ptaki całą okolicę napełniają głośnym krakaniem. Sam zameczek to prawdziwe cacko architektury. Zachwycają się nim historycy sztuki - rzadki to w Polsce przykład w całości zachowanej późnogotyckiej budowli obronnej. Misterne maswerki, wykusze, kamienne dekoracje rzeźbiarskie dodają całości nieopisanego uroku.

  Zamek w Dębnie wzniósł u schyłku XV stulecia, w latach 1470-1480, kasztelan krakowski, Jakub Dębińśki herbu Odrowąż. W ręku Dębińskich pozostawał zamek przez trzy pokolenia, do roku 1583, kiedy to zubożały Hieronim Dębińśki sprzedał rodową posiadłość pewnemu Włochowi nazwiskiem Vesselini. Ten zlecił mistrzowi krakowskiemu Janowi de Simon przebudowę zamku w stylu renesansowym.

  Z tego to właśnie okresu pochodzą do dziś zachowane piękne renesansowe portale i dekoracje sgraffitowe. Po śmierci Włocha Dębno przeszło w ręce możnego rodu Tarłów. Ich to herb, Topór, widnieje nad główną bramą zamku. Tarłowie władali zamkiem przez pięć pokoleń. Po słynnej chłopskiej rabacji w 1846 roku, zamek sprzedany został Jastrzębskim, którzy mieszkali tu do wybuchu ostatniej wojny, kiedy to zamek zajęli na kwatery dla wojska okupanci. Niemcy obrabowali zamek doszczętnie, wywożąc wszystkie sprzęty i cenną bibliotekę. Po ich ucieczce zostały gołe mury.

 

Tuż po wojnie mieścił się tu posterunek miejscowej milicji, potem zamek stał pustką. Zainteresowała się nim krakowska Akademia Sztuk Pięknych. Za sprawą tej uczelni przeprowadzono gruntowny remont, wnętrzom przywrócono dawną świetność. Zamek przeznaczono na cele kulturalne. Mieści się w nim Oddział Muzeum Okręgowego w Tarnowie, odbywają się sympozja naukowe, spotkania literackie, koncerty.

  Tak pokrótce przedstawia się zapisana w dokumentach historia zamku. Wśród okolicznej ludności krąży jednak, przekazywana z pokolenia na pokolenie, opowieść o wydarzeniach, które rozegrały się w średniowieczu, a których echa powracają w relacjach o dziwnych wypadkach z lat czterdziestych naszego stulecia.

  Działo się to dawno, może kilkaset lat temu. Córka jednego z Tarłów, właścicieli zamku, już jako dziecko w kolebce zaręczona została z przyszłym dziedzicem odległego o 18 kilometrów Melsztyna - Spytkiem. Gdy jednak dobiegła lat piętnastu, bez pamięci zakochała się w jednym z pokojowców swego ojca. Trzykrotnie w zamkowej kaplicy (która już nie istnieje, obejrzeć jednak można zrekonstruowany w betonie zarys jej fragmentów) poprzysięgła wierność kochankowi, zapewniając, że prędzej zginie z własnej ręki niż wyjdzie za mąż za innego. Termin ślubu zbliżał się jednak nieuchronnie. Zrozpaczona dziewczyna postanowiła wyznać wszystko ojcu. Zawiodła się jednak srodze, szukając u niego zrozumienia i pomocy. Dumny pan na wieść o zhańbieniu rodu wpadł w straszny gniew. Nieszczęsny kochanek stracony został w mękach, dziewczynę zaś, w ślubnej szacie, z całym ogromnym posagiem zamurowano w południowo-zachodniej baszcie zamku.

Wkrótce po tych wydarzeniach ród Tarłów wygasł i cała historia popadłaby w zapomnienie, gdyby nie lud wiejski, z pokolenia na pokolenie przekazujący ją sobie z ust do ust. Wielu także myślało o odnalezieniu skarbów, z którymi nieszczęsna panna została zamurowana

dalej