Skarbów
tych poszukiwali w czasie okupacji Niemcy. Niszczyli przy
tym wnętrza, zrywali tynki; nie mieli jednak dokładnych
informacji i nie tam szukali gdzie należało. Bo oto, gdy
podczas remontu zdejmowano tynk w komnacie przyległej do
baszty północno-zachodniej, pod grubą warstwą zaprawy
ukazała się tajemnicza wnęka dwumetrowej średnicy.
Umieszczona była dokładnie na poziomie dawnej podłogi.
Przebadano ją szczegółowo - była pusta.
Po odkryciu tym jednak przypomniano sobie wydarzenia
sprzed kilkunastu lat. Rok 1946. Czasy niespokojne. Na zamku
mieścił się posterunek Milicji Obywatelskiej. Coraz
szerzej jednak rozchodziły się słuchy, że nocami na
zaniku straszy. Mimo zamkniętych drzwi, w komnatach wyje
przeraźliwy wicher, szuflady biurek otwierają się same,
rozlegają się dziwne jęki, pokrzykiwania. I oto pewnej
nocy, pełniący samotnie służbę szeregowiec bez żadnej
widocznej przyczyny wystrzelał w przeciwległe drzwi cały
magazynek pepeszy. Indagowany przez przełożonych opowiadał,
że zobaczył zjawę... Dziś ów były szeregowiec mieszka
i pracuje na Śląsku. Pod żadnym pozorem nie chce wracać
wspomnieniami do owej krytycznej nocy...
Nieco więcej o tajemniczych zjawach
dowiedzieć się można od jego kolegi z tamtych lat,
mieszkającego w sąsiedztwie zamku. Nie zaprzecza on, iż
sam był świadkiem zjawisk, których do dzisiaj nie potrafi
wytłumaczyć. Słyszał wiec ów świszczący mimo zamkniętych
drzwi wiatr, widział na własne oczy otwierającą się
szufladę biurka. Co więcej, widział także samą zjawę:
był to niewielkiego wzrostu mężczyzna, w stroju, który -
jak to określił narrator - zobaczyć dziś można tylko w
telewizji.Wolno przeszedł przez pokój i znikł. Działo się
to wszystko tak szybko, że nie zdążył zareagować. Nie
wyklucza, że gdyby zjawisko to trwało dłużej, zachować
by się mógł tak samo jak wyśmiany przez kolegów
szeregowiec. Czyżby więc widmo nieszczęsnego kochanka
pojawiało się nawet tym, którzy w duchy nie wierzą? |
|
|