Gniezno

amek zbudowany został w połowie XIV wieku przez arcybiskupa Jarosława Bogorię  Skotnickiego na miejscu wcześniejszego grodu obronnego. Była to założona na planie prostokąta budowla składająca się murowanego domu mieszkalnego o wymiarach 10x30 metrów otoczonego murem obronnym z narożną basztą. 

  Lecz jest jeszcze inna teoria, według której murowany zamek postawił w 1518 roku prymas Jan Łaski a wcześniejsza budowla to był drewniany dwór. Zamek Łaskiego nie został jednak ukończony a w 1617 roku uległ spaleniu w czasie pożaru. Został wprawdzie odbudowany ale już w XVIII wieku były to tylko ruiny. Ostatecznie zostały rozebrane w XIX wieku.

  Obecnie po zamku oglądać możemy tylko fundamenty.

A oto fragment artykułu z Kuriera Poznańskiego z 24.01.1937 roku mówiący o zamku arcybiskupim.

"...W r. 1342 zasiadł na stolicy gnieźnieńskiej Jarosław Bogoria Skotnicki. Za jego trzydziestoletnich rządów zdeptana i splugawiona najazdem nieprzyjacielskim archidiecezja świeżym i bujnym zakwitła życiem. W samej metropolii powstała wspaniała katedra o przecudnej architekturze gotyckiej, będąca, po dziś dzień, przedmiotem szczególnego podziwu. Inne okazałe świątynie zbudowane zostały w Uniejowie, Kurzelowie, Opatówku, Kaliszu, które szeroko otwarta dłoń dostojnego fundatora szczodrze uposażyła. A w ślad za przybytkami Pańskimi wyrastały warowne zamki i dwory w Łowiczu, Uniejowie, Opatówku, Kamieniu, Łęczycy, Wieluniu, Kaliszu. Nie na ostatku też wzniosła się w Gnieźnie nad brzegiem jeziora Jeleń, na zwaliskach spalonego przez Krzyżaków zamku arcybiskupiego nowa, piękną siedziba. Nieraz tam za jej ścianami przebywał wielki budowniczy, bo tak dziejopisowie nazywali Skotnickiego, aczkolwiek więcej mu do serca przypadł przytulny dworzec żniński, skąd w r. 1376 odszedł w zaświaty, syt trudów i matuzalowych lat.

Wystawiony przez Skotnickiego zamek gnieźnieński nie przetrwał do naszych dni. Dochował się tylko jego gwaszowy widoczek, wymalowany u samego schyłku osiemnastego wieku. Przedzgonne rysy tej budowli, zdradzające przecież średniowieczne jej pochodzenie, upamiętnił obcy pędzel malarza i podróżnika Karola Albertiego, który między rokiem 1790 a 1796 zahaczył także o Gniezno.

Rzućmy chociaż przelotnie okiem na ubiegłe dzieje tego zamku, wydobywając z akt kapitulnych nieliczne o nim wzmianki. Że powołany w r. 1435 przez arcybiskupa Wojciecha Jastrzębca fortyfikator, Morawianin Grzegorz z Osieka, także około siedziby gnieźnieńskiej się trudził, właściwie tylko się domyślamy. Natomiast uchwytniejsze są zapiski z r. 1518 o rojonych przez arcybiskupa Jana Łaskiego projektach rozbudowy zamku, na którą obrócić obiecał czysty dochód z dzierżawy dwóch kluczów, skierniewickiego i łęgonickiego, warując wszelako sobie i swojej z dwustu koni składającej się świcie wolny, sześciotygodniowy, corocznie w obydwu kluczach, pobyt oraz prawo wyboru dzierżawcy. Ale plany arcybiskupa rozbiły się o kunktatorstwo kapituły, która z wyrażeniem swej zgody na wydzierżawienie kluczów się nie kwapiła, nie dowierzając chęciom nietyle prymasa, ile wysuniętego przezeń dzierżawcy, którym miał zostać dziekan kapituły a synowiec arcybiskupi, także imieniem Jan, późniejszy apostata.

W latach 1613 i 1760 pustoszyły zamek wielkie pożary, które całe miasto w morzu płomieni skąpały. A w latach 1655 i 1707, w okresie wojen szwedzkich, łupiły go bezkarnie bandy hultajstwa. Lecz ani ogień ani wojna nie przywiodły go do ostatecznej zagłady. Szalę przyszłych, smutnych jego losów przechyliła inna przyczyna, mianowicie przeniesienie około połowy XV wieku stałej siedziby arcybiskupiej z Gniezna do Łowicza, a następnie w początkach osiemnastego wieku do Skierniewic i Warszawy. Od tej chwili zamek gnieźnieński znalazł się poza kręgiem zainteresowań i troskliwości jego panów i stopniowo zbliżał się ku upadkowi. W r. 1642 arcybiskup Maciej Łubieński wystąpił wobec kapituły z propozycją rozebrania zrujnowanego zamku i zużytkowania materiałów do odbudowującej się jeszcze po pożarze z 1613 r. katedry. Postradawszy tedy dawny swój urok rezydencja gnieźnieńska nie potrafiła już przynęcić i do siebie przywabić polskich prymasów, którzy, uchylając się od dużych nakładów do jej restauracji niezbędnych, pozostawili ją na łasce losu. Ostatnim prymasem, co z okazji swego ingresu w r. 1720 do niej zajrzał, był Teodor Potocki. Pięćdziesiąt lat później mieszkał w niej kątem kantor kościelny Karczowski, którego jednak kapituła w r. 1779 z obawy o jego życie z walącego się gmachu usunąć kazała. Odtąd stary zamek arcybiskupów gnieźnieńskich stał się rzeczą jakoby bezpańską. Ktokolwiek potrzebował egły lub kamienia, wyłupywał je z murów zamkowych. Daremnie w latach 1806 i 1810 kapituła usiłowała rabunkowi kres położyć. Atoli w r. 1812 straciła już ochotę do dalszego ujmowania się za strupieszałymi murami i wyparła się wszelakiej z nimi łączności. Wtedy rzad pruski na podstawie królewskiego reskryptu z 1796, zabierającego dobra arcybiskupie i kapitulne na rzecz zaborczego skarbu, ogłosił się ruin i drogą publicznego przetargu sprzedał je na rozbiórkę.

Twarde i ostre kilofy i oskardy porąbały i pokruszyły do reszty czcigodną pamiątkę po wielkim budowniczym Jarosławie Bogorji Skotnickim."