Kościół wyniósł na
swoje ołtarze olbrzymią liczbę świętych. Zdecydowany prym wiodą wśród
nich osoby duchowne, różnego rodzaju męczennicy, asceci, bracia zakonni,
biskupi i kapłani, nie mówiąc już o papieżach, z których blisko dziewięćdziesięciu
doświadczyło łaski świętości. Wśród świętych i błogosławionych
zaledwie dziesięć procent wywodzi się natomiast z rodzin królewskich i książęcych
i jest to wielkość niemal dokładnie odpowiadająca liczbie świętych
dziewic, które dla chwały Bożej odmówiły sobie macierzyństwa.
Najwięcej panujących, bo aż dziewięciu królów i osiem królowych,
oddała Kościołowi Anglia. Świętością odznaczało się także kilkoro
monarchów i monarchiń niemieckich, francuskich i węgierskich. Rzecz
ciekawa, iż w średniowieczu świętość miała charakter rodzinny i święci
wchodzili często ze sobą w przeróżne koligacje. Błogosławiona Gizela,
siostra świętego cesarza Henryka II, poślubiła na przykład świętego króla
Węgier Stefana i miała z nim świętego syna Emeryka. Błogosławiona
Izabela była córką świętej Blanki kastylijskiej i siostrą świętego króla
Francji Ludwika IX, a także kuzynką świętego króla Hiszpanii Ferdynanda.
Błogosławiona Jolenta była siostrą błogosławionej Kingi i świętej Małgorzaty,
siostrzenicą świętej Elżbiety i szwagierką błogosławionej Salomei i błogosławionego
Bolesława.
Przykłady można byłoby mnożyć w nieskończoność.
Monarchów kanonizowano zwykle za wprowadzenie chrześcijaństwa (Wacław
czeski, Etelbert angielski, Włodzimierz ruski, Olaf duński, Stefan węgierski,
Eryk szwedzki, Borys bułgarski, Konstantyn szkocki), za bohaterską śmierć
(Kanut duński), szczodrobliwość dla Kościoła (Władysław węgierski) lub
za walkę z poganami (Ferdynand hiszpański, Ludwik francuski). Król Francji
Ludwik IX był zresztą ostatnim monarchą wyniesionym na ołtarze.
Kanonizowano go w 1297 roku, w dwadzieścia siedem lat po jego śmierci.
Królowe i księżniczki źródeł swej świętości szukały zazwyczaj
w pobożności, ascezie, a nade wszystko w dziewictwie. Wstrzemięźliwość płciowa
u mężczyzn odgrywała rolę zdecydowanie mniejszą, chociaż dzięki niej
trafili na ołtarze cesarz Henryk II, królewicz węgierski Emeryk, król
Anglii Edward oraz jedyny święty jagielloński - Kazimierz.
Historia świętości Kazimierza jest jednak dość niejasna i nasuwać
może wiele wątpliwości. Ambicją każdej dynastii królewskiej było
posiadanie przynajmniej jednego świętego. Świadczył on bowiem o łaskach,
jakie Bóg przelewał na panujących, oraz o tym, iż sprawowana władza
rzeczywiście pochodzi od Boga. Prawa do świętości nie mogli sobie także
odmówić Jagiellonowie, tym bardziej iż byli byli oni dynastią neoficką,
która chrzest przyjęła dopiero w XIV wieku. Na miano świętego nie zdołał
niestety zasłużyć jej protoplasta Władysław Jagiełło, uwikłany w spory
z zakonem rycerzy Najświętszej Marii Panny, a także jego syn Władysław,
który poległ wprawdzie za wiarę, ale koncyliaryzm, nepotyzm i nieustanne
detronizacje papieskie nie sprzyjały wówczas wszczęciu procesu
kanonizacyjnego. Brat Warneńczyka, Kazimierz Jagiellończyk, postanowił
przeto do sprawy podejść w sposób metodyczny i spośród swoich licznych
synów do świętości przeznaczył królewicza Fryderyka, który został wkrótce
biskupem i kardynałem. Świętości nie zdobywa się wszakże na zamówienie.
Fryderyk był duchownym o nader wybujałym temperamencie, otaczał się
licznymi konkubinami i w końcu zaraził się syfilisem. Choroba ta stała się
zresztą przyczyną jego zgonu. Fakt ten, nagłośniony przez kronikarzy,
zdyskredytował go oczywiście jako kandydata na świętego.
Najmłodszy z synów Kazimierza Jagiellończyka, Zygmunt Stary,
postanowił zatem nimbem świętości otoczyć innego swego brata, Kazimierza,
który umarł w roku 1484. Śmierć ta nastąpiła jeszcze przed wielką
epidemią kiły i nie można było twierdzić, iż królewicz padł ofiarą
francuskiej choroby. Jako przyczynę jego zgonu podano gruźlicę, chociaż w
rodzinie Jagiellonów nigdy przedtem ani potem ona nie występowała.
Kazimierz był drugim po Władysławie synem Jagiellończyka i ojciec wiązał
z nim poważne plany polityczne. Otrzymał staranne wykształcenie, a wśród
jego nauczycieli wymienić należy Jana Długosza i Kallimacha. Długosz pisał
o nim, że "był to młodzieniec szlachetny, rzadkiej zdolności, godnego
pamięci rozumu". Nic też dziwnego, iż mając zaledwie lat piętnaście
zadziwił posła weneckiego Ambrożego Contarini swoją uczoną mową, którą
wygłosił do niego po łacinie. Król polski, pragnący stworzyć europejską
monarchię Jagiellonów, przeznaczył go na tron węgierski, chociaż
powszechnie uważano, że "raczej powinno zachować się go dla ojczystej
ziemi, niż oddawać obcym". Kiedy zatem na Węgrzech wybuchło powstanie
skierowane przeciwko Maciejowi Korwinowi, Kazimierz na czele dwunastu tysięcy
żołnierzy udał się do Budy, licząc, iż zdobędzie tam tron dla siebie.
Nie uzyskawszy wszakże poparcia ze strony węgierskich magnatów, powrócił
do Polski z niczym. Jagiellończyk uczynił go zatem swoim następcą i
zaplanował jego małżeństwo z córką cesarza Fryderyka III. Kiedy król
wyjechał na Litwę, Kazimierz przez dwa lata sprawował w jego imieniu rządy
w królestwie. Opinia hagiografa Jakuba Caro, że po powrocie z Budy załamał
się psychicznie i poświęcił ascezie, mija się całkowicie z prawdą.
W 1483 roku ojciec wezwał go na Litwę, ale Kazimierz nie zdążył
tam niestety dojechać. Złożony chorobą, niespodziewanie dla wszystkich,
zmarł w Grodnie w wieku zaledwie dwudziestu sześciu lat. W życiu Kazimierza
nie było zatem nic nadzwyczajnego i nic świętego. Nie odbiegało ono od życia
innych królewskich synów, przeznaczonych do objęcia sukcesji. Pomimo to
jako jedyny Jagiellończyk trafił na ołtarze. Jego młodszy brat Zygmunt, w
trzydzieści pięć lat po niespodziewanej śmierci Kazimierza, wystąpił do
Rzymu z prośbą o jego kanonizację. Stosunki Polski z Watykanem układały
się wówczas nad wyraz poprawnie i papież wysłał swego legata Zachariasza
Ferrieri z poleceniem, aby przeprowadził on na miejscu proces kanonizacyjny.
Ferrieri proces ten po prostu sprokurował. Nie można wykluczyć, iż kryły
się za tym pieniądze Zygmunta Starego. To legat papieski napisał bowiem życiorys
królewicza, ułożył hymn łaciński ku jego czci oraz odpowiednie teksty
liturgiczne.
Już w rok później papież Leon X wydał bullę kanonizacyjną, którą
wręczył przebywającemu w Rzymie biskupowi płockiemu Erazmowi Ciołkowi.
Bulla ta nie dotarła jednak do Polski, gdyż Ciołek zmarł podczas panującej
we Włoszech zarazy i dokumenty zaginęły. Do ich odtworzenia przystąpił
dopiero Zygmunt III Waza. Na jego prośbę papież Klemens VIII, na podstawie
watykańskiego odpisu, odtworzył bullę kanonizacyjną i w 1602 roku
Kazimierza ogłoszono oficjalnie świętym. Koronnym argumentem w procesie
kanonizacyjnym stał się rzekomy ślub dozgonnej czystości, chociaż to wyłącznie
przedwczesna śmierć stanęła na przeszkodzie zawarciu planowanego wcześniej
małżeństwa. Pisano także, że kiedy po stu dwudziestu latach otwarto jego
grób w katedrze wileńskiej, ciało było nienaruszone, a obok głowy
spoczywał pergamin z hymnem ku czci Marii Panny, którego autorstwo
przypisywano świętemu Bernardowi.
Uroczystości kanonizacyjne celebrował biskup wileński Benedykt Woyno.
Relikwie świętego przeniesiono do nowej kaplicy oraz poświęcono kamień węgielny
pod kościół, który odtąd nosić miał jego imię. Święty Kazimierz był
jednym z nielicznych przedstawicieli rodów królewskich, którzy trafili na ołtarze
w wieku XVI, jako że renesans świętości na ogół nie sprzyjał. Współczesna
Jagiellończykowi Joanna de Valois, córka Ludwika XI, która założyła
zakon annuncjatek i pędziła w nim bogobojne i ascetyczne życie, na swoją
kanonizację musiała czekać aż do 1950 roku.
Pośpiech towarzyszący wyniesieniu na ołtarze Kazimierza jest zatem
co najmniej zastanawiający, tym bardziej iż jego życiu nie towarzyszyły żadne
cuda. Litwa otrzymała jednak swojego chrześcijańskiego patrona, a dynastia
Jagiellonów mogła odtąd szczycić się ewidentną łaską, jaką okazał
jej Bóg, przyjmując jednego z nich w poczet swoich świętych. Była to
chyba świętość nieco protekcyjna, której do dzisiaj nie jesteśmy w
stanie do końca zrozumieć.
Jerzy Jankowski