Krzyżacy w XIII wieku
korzystali z lotnych szwadronów śmierci, które terroryzowały wrogów zakonu.
Kronikarz Mikołaj von
Jeroschin (lub - jak chcą inni - von Reden) nazywał ich struterami, ale
Piotr z Dusburga znalazł określenie bardziej dosadne. Nazwał ich "latrunculi",
co mniej więcej oznacza tyle, co "łotrzykowie". Pojęcie to oddaje czym
struterowie się trudnili. Mordowali, grabili i palili osady tych pogan,
którzy sprzeciwiali się lub nie chcieli podporządkować władzy Zakonu krzyżackiego.
Struterowie tworzyli uzbrojone zgraje opryszków, które od band zbójeckich
różniły się tym tylko, ze nie zawsze działały dla zysku. Poza tym cieszyli
się protekcją władz państwa, w którym przyszło im żyć.
TRUP W ŚPIWORZE
Apogeum ich działalności
przypada na czasy wielkiego powstania plemion pruskich przeciwko Zakonowi
krzyżackiemu. Wybuchło ono w 1260 roku i po to, by je zwalczyć, Krzyżacy
musieli uciec się do różnych - niezbyt honorowych - metod walki. Dlatego
sprzyjali działalności band zbójeckich, które grabiły i paliły osady pruskie
oraz mordowały ich mieszkańców. O bezwzględności tych ludzi krążyły legendy,
ale trudno się temu dziwić, skoro bardzo często tworzyli je przybyli z
Niemiec pospolici przestępcy. Krzyżacy zapewniali im nie tylko odpuszczenie
grzechów, ale i ochronę prawną. Z czasem do przybyszów dołączyli tez Prusowie,
zwłaszcza ci, którzy z różnych - rzadko szlachetnych - powodów znaleźli
się poza obrębem wspólnot plemiennych.
Kroniki przekazały imiona
kilku struterów. Jest wiec Konrad zwany Diabłem oraz Prusowie: Stowemel,
Kudure z Sudowii i Nakam z Pogezanii. Żaden z nich jednak nie dorównał
sławą Marcinowi z Golina. O jego pochodzeniu niewiele wiadomo. Do Prus
przybył zapewne w 1243 roku z Niemiec i osiadł tutaj ponoć wraz z siostrą.
Podczas jednego z najazdów pruskich została ona brutalnie zabita, on sam
zaś dostał się do niewoli wraz z ciężarną córką. Gdy te zamordowano, Marcin
postanowił mścić się na wszystkich napotkanych poganach. Gdy odzyskał wolność,
osiadł w Radzyniu i wspólnie z innymi osadnikami oraz rycerzami krzyżackimi
zaczął podejmować brawurowe zbójeckie napady na osady pruskie.
Okrucieństwo tych najazdów
opisuje ze szczegółami Piotr z Dusburga. Pewnego razu Marcin z kilkoma
innymi "weszli do pewnej wioski w ziemi Sudowów i o zmroku, kiedy niektórzy
brali kąpiel, inni byli przy wieczerzy, a pozostali przy różnorakich obowiązkach,
zaatakowali ich i wszystkich zabili, zaś Marcin zabił dziesięciu mężczyzn
w kąpieli". Innym razem "z czterema Niemcami i jedenastoma Prusami Marcin
zdobył w ziemi Sudowów pewną wioskę, a jej mieszkańców wyłapał i pozabijał".
W drodze powrotnej zostali napadnięci, gdy spożywali posiłek. Czterech
Niemców zginęło, Prusowie uciekli, zaś Marcin "wściekły krążył po lesie
tak długo, dopóki nie zwołał swoich towarzyszy". Kiedy wrogowie zasnęli,
wykradł im tarcze, miecze i włócznie, po czym "wszystkich pozabijał w ich
posłaniach".
RZEŹ WESELNIKÓW
W 1283 roku powstanie
pruskie upadło, Krzyżacy zaczęli wiec zaprowadzać nowe porządki na podbitych
terenach. Przesiedlili na zachód mieszkańców wschodnich i południowych
terenów swego państwa, a opustoszały w ten sposób pas dziewiczej puszczy
pozostawili niezagospodarowany, by chronić w ten sposób najbogatsze i najgęściej
zaludnione tereny Sambii, Warmii i Pogezanii przed najazdami Litwinów.
Szeroki na trzydzieści i więcej mil pas dzikiego lasu skutecznie utrudniał
szybkie przemieszczanie się wrogich wojsk, a osadzeni na granicy struterowie
radzili sobie z najeźdźcami. Skrzykiwali się, gdy tylko szpiedzy dawali
znak o pojawieniu się wrogich wojsk i, stosując metody walki szarpanej,
utrudniali przeciwnikom marsz w głąb kraju. Jeszcze bardziej dawali się
we znaki Litwinom, gdy ci przez pas puszczy wracali do kraju. Organizowali
zasadzki w każdym ostępie leśnym i trzęsawisku.
Wkrótce wraz z Krzyżakami
- albo tez bez ich udziału - struterowie sami zaczęli atakować. Wobec Litwinów
byli tak samo okrutni jak wobec Prusów. W 1286 r. Marcin z Golina, Konrad
Diabeł, Stowemel i 20 śmiałków - według Piotra z Dusburga - "bardzo doświadczonych
w wyprawach łupieżczych" - podeszło pod siedzibę jakiegoś "kunigasa", czyli
bojara litewskiego. Akurat wyprawiano tam wesele, wiec gdy "zgodnie z przyjętym
zwyczajem wszyscy pijani posnęli na łożach, napadli na nich i zabili siedemdziesięciu
kunigasów".
Struterowie nie działali
oczywiście non profit. Dochody ze sprzedaży jeńców oraz łupów przynosiły
niezły zysk. I tak chociażby w 1286 r. Marcin z Golina wraz z kilkoma innymi
druhami wyruszył na Litwę. Na Bugu zobaczył statek wypełniony towarami.
gdy po posiłku marynarze udali się na spoczynek, struterowie napadli na
niczego nie podejrzewającą załogę. Zdobyty statek doprowadzili do Torunia.
W porcie spieniężyli lup i podzielili się zyskiem.
Wkrótce jednak szczęście
miało się odwrócić od struterów. Pomocników Krzyżaków zgubiło to, co do
tej pory im pomagało - pas dziewiczej puszczy, który chronił ziemie zakonne.
Gdy to rycerze w habitach przeszli do ofensywy, ich oddziały same musiały
przedzierać się przez leśne ostępy, ciągnąc za sobą wozy z prowiantem.
W 1314 r. Krzyżacy wyprawili
się na Litwę w sile 5000 ludzi; byli wśród nich także struterowie. Po przebyciu
pasa puszczy wozy z żywnością pozostawili w dwóch chronionych zasiekami
obozach. Działali tak jak zawsze. Grabili i niszczyli wszystko, a ludność
albo mordowali, albo uprowadzali z sobą. Gdy napadnięci zorganizowali obronę
i przeszli do ataku, Krzyżacy zaczęli się cofać w stronę obozów z żywnością.
Tych już jednak nie było - Litwini zdobyli je i zniszczyli. Pozbawione
prowiantu oddziały krzyżackie zaczęły bezładnie uciekać w stronę Prus.
Ich marsz przypominał odwrót Napoleona spod Moskwy. Dusburg zanotował:
"przez wiele dni maszerowali bez chleba, niektórzy trawieni głodem pozjadali
swoje konie, inni jedli trawę i jej korzenie, niektórzy umarli z głodu,
wielu zaś wycieńczonych brakiem żywności wyzionęło ducha już po powrocie,
pozostali po upływie około szóstego tygodnia od dnia, w którym wyruszyli,
powrócili do domów".
Nietrudno odgadnąć,
ze to właśnie ryzyko związane z podejmowaniem zbrojnych wypraw przeciwko
ludziom, którzy potrafili się bronić, sprawiło, że czasy struterów się
skończyły. Ich potomkowie - zamiast buszować po obcym kraju - woleli zająć
się pracą na nadanej ich ojcom ziemi i w ten sposób przeistoczyli się albo
w wolnych chłopów albo w drobnych rycerzy. Po dawnych struterach nie pozostało
nic prócz niezbyt pochlebnej legendy.
Paweł Pizuński