Elżbieta Habsburżanka - żona Kazimierza Jagiellończyka 

   


 Historia nadała jej wymowny przydomek „matka królów”. I w istocie, Elżbieta powiła Kazimierzowi Jagiellończykowi sześciu synów, na których czekały korony Polski, Czech i Węgier, świeckie i duchowne zaszczyty. Natomiast dzięki mariażom siedmiu córek Jagiellonowie spowinowacili się z wieloma rodzinami panującymi. Jak udowadniają współcześni badacze, wszyscy dzisiejsi monarchowie europejscy mają wśród swych przodków potomstwo Kazimierza Jagiellończyka i Elżbiety Habsburżanki.

   Małżeństwa monarchów rodziły się zwykle jako wynik dyplomatycznych zabiegów i przetargów, mając stanowić podstawę dla przyszłych sojuszy międzynarodowych. Zawieranie bez uprzedniego, nawet powierzchownego zaznajomienia się zainteresowanych (wymiana portrecików

 

była najczęściej formalnością, nie uroda decydowała w tych sprawach, a zresztą sporządzane w tym celu konterfekty z reguły przedstawiały swe modele przypochlebnie), konsumowane niemal na oczach dworaków, a następnie ujęte w sztywny ceremoniał życia dworu, rzadko pozwalały na prawdziwe zbliżenie małżonków. Toteż podkreślany przez późniejszych kronikarzy fakt silnego uczucia łączącego Kazimierza Jagiellończyka z jego żoną Elżbietą Habsburżanką, stanowić może tylko legendę. „Małżonkę swą Elżbietę nad obyczaj miłował, ona także jego” – twierdził nieco późniejszy kronikarz. Niemniej w testamencie Elżbiety, sporządzonym w kilkanaście lat po śmierci Kazimierza Jagiellończyka, w roku 1505, odnajdują badacze ciepłe wspomnienie o mężu, potwierdzające opinię kronikarzy. Nie polemizując z tymi ocenami, musimy jednak stwierdzić, że u źródeł mariażu syna Jagiełły legły niewątpliwie przede wszystkim wyrachowania polityczne. Małżeństwo uzgodnione zostało na zjeździe posłów polskich i króla węgierskiego Władysława Habsburga w roku 1453 we Wrocławiu. Wkrótce ogłoszono uroczyście, że król polski Kazimierz Jagiellończyk poślubi siostrę Władysława a córkę Albrechta, niegdyś władcy Czech i Węgier i króla rzymskiego, Elżbietę Habsburżankę. Dwa wielkie rody panujące połączą się mocnym, przynoszącym chlubę węzłem.

  Narzeczona miała niespełna siedemnaście lat (rok urodzenia nie jest pewny, zapewne był to koniec 1436 roku lub początek 1437 roku), ale była nieładna, nawet mimo uroku młodości. W czasie badań prowadzonych w latach 1972-1973 w kaplicy Świętokrzyskiej na Wawelu otwarto grobowiec, w którym od przeszło 400 lat spoczywała małżonka Kazimierza. Protokół oględzin jej kości pozwala stwierdzić, że była jak na kobietę ówczesną wysoka (około 165 cm wzrostu).  Szpeciło ją lekkie skrzywienie kręgosłupa, wywołane zapewne młodzieńczą gruźlicą kości i związane z tym zniekształcenie klatki piersiowej a także pewna asymetria twarzy (prawa połowa nieco słabiej rozwinięta niż lewa), zaburzenia zgryzu i nieprawidłowe ustawienie zębów. Miała jednak delikatne rysy: bardzo wąska twarz ze średnio wydatnym nosem i dużymi oczami mogła mieć pewien wdzięk. Te właśnie cechy podkreślał, tuszując felery, portrecik dostarczony Kazimierzowi, a także towarzyszące mu pełne zachęt relacje dworaków. Ale nie o urodę szło młodemu, ambitnemu władcy, a nawet nie o posag. Historycy spierają się, czy 100 tysięcy czerwonych złotych, które Władysław obiecał wypłacić siostrze, zostało w całości do Polski przekazane, czy też uiszczono tylko kilka rat. W dodatku w umowie przedślubnej Kazimierz zgodził się na wyrzeczenie się przez Elżbietę praw do dziedzictwa księstw i państwa domu austriackiego, jak również wszystkich klejnotów, sreber i dóbr ruchomych króla Władysława (o ile mieć on będzie męskich potomków). O cóż więc szło polskiemu królowi przy zawarciu tego małżeństwa? Elżbieta – Przyszła „matka królów” – miała mu dać synów, a spowinowacenie się z Habsburgami ułatwić miało prowadzenie szerokiej, międzynarodowej gry. Stary i czcigodny – ale „prowincjonalny” dom litewski Jagiellonów dzięki temu mariażowi zyskiwał specjalną rangę w Europie Środkowej, a także poza nią. 

  Termin ślubu wyznaczono na luty 1454 roku. Kazimierz zobowiązał się zapisać przyszłej żonie dosyć hojne wiano w ziemi sandomierskiej i łęczyckiej, m.in. miasta: Koło, Opoczno, Przedecz. Miesiące jesienne i początek zimy narzeczony strawił – wedle kronikarza – na polowaniu w puszczach litewskich, przygotowując wielkie zapasy dziczyzny, by godnie przyjąć przyszłą małżonkę i przybyłych na zaślubiny gości. Solone, wędzone lub wprost  zamrożone sztuki zwierzyny – nie brakło wśród nich słynnych z doskonałego mięsa niedźwiedzi, których łapy zwłaszcza uchodziły w średniowieczu za przysmak – transportowano na saniach przez całą Polskę do Krakowa. 

  25 stycznia 1454 roku sam król zjechał także do Krakowa, witany uroczyście przez dostojników, rycerstwo, mieszczan i studentów. Zabrano się żwawo do przygotowania uroczystości weselnych. Naprzeciw narzeczonej ruszyć miał orszak złożony z najprzedniejszych panów i szlachty. Król dobrał starannie uczestników, powierzając tak zaszczytną misję Janowi z Czyżowa, kasztelanowi i staroście krakowskiemu, Janowi z Tęczyna, wojewodzie krakowskiemu, Stanisławowi Ostrorogowi, wojewodzie kaliskiemu i Piotrowi z Szamotuł, kasztelanowi poznańskiemu. Wielmożom towarzyszyły ich żony, stateczne matrony, które miały zająć się młodziutką Habsburżanką i dotrzymać jej towarzystwa.. dołączono także do orszaku dla większej okazałości „młodzież wybrańszą Królewskiego dworu”, cały zastęp rycerzy, paziów, giermków, służby, tak iż poczet liczył ponad dwa tysiące osób, przybranych strojnie i kolorowo, na doborowych koniach. Kawalkada ruszyła gwarnie, z muzyką i śpiewami, przez zaśnieżone drogi ku Śląskowi, skąd przybyć miała narzeczona.

  Elżbieta, eskortowana przez grono znakomitych pań i panów czeskich, węgierskich i austriackich, zjechała do Cieszyna 2 lutego. Tutaj po dwudniowym odpoczynku, nadeszła chwila rozstania ze znajomymi i przyjaciółmi. Przybyli do Cieszyna Polacy mieli odtąd towarzyszyć młodej narzeczonej w drodze i wieść ją na Wawel.

  Podróż, mimo że orszak starał się uczynić ją jak najmniej przykrą, nie była ani łatwa, ani miła. „Mrozy ostre tegorocznej zimy – pisze kronikarz – trwały aż do dnia 6 lutego, a ogromne śniegi wszystkie drogi pozawalały. Nie tylko trzody domowe, ale i dzikie zwierzęta po lasach nie miały się czym żywić”. Grajkom nadwornym, którzy mieli muzyką umilać czas Elżbiecie, grabiały ręce; wycie wilków goniło orszak całymi milami. Noclegi – acz przygotowane zawczasu starannie (jechano na Pszczynę, Oświęcim, Skawinę) – nie zawsze były dostatecznie przytulne. Wątła Habsburżanka źle znosiła trudy drogi, zwłaszcza że jej stan psychiczny musiał być nie najlepszy; jechała w nieznane, w otoczeniu obcych sobie ludzi, nie znając języka ani obyczajów kraju, nad którym miała panować, niewiele wiedząc także o człowieku, którego miała wkrótce poślubić. W dodatku podróż przewlekała się. Pod sam jej koniec nastąpiła ostatnia, nieprzewidziana zwłoka: Kazimierz wysłał specjalnych gońców, którzy o trzy dni wstrzymali wjazd Habsburżanki do Krakowa, przygotowania bowiem nie zostały na czas ukończone. 

  Na Wawelu tymczasem wrzały gorączkowe prace. Najlepsi rzemieślnicy krakowscy odświeżali sprzęty, krawcy szyli stroje, miecznicy i płatnerze polerowali stare zbroje i broń, aby błyszczała w dzień ślubu jak nowa. Złotnicy, hafciarze, kuśnierze od lat nie mieli tylu korzystnych zamówień. Trzosy kupców i bankierów pęczniały. W górę szły ceny korzeni i win, których dwór potrzebował w ogromnych ilościach, drożały jedwabie i sukna, kupowane przez gotujących się do okazałego wystąpienia magnatów i rycerzy.

  W piątek, 8 lutego rozeszła się po Krakowie wieść, że uroczysty wjazd odbędzie się następnego dnia, w „godzinie pacierzy kapłańskich zwanych tercją” tj. w połowie przedpołudnia. Na ulice, odświętnie wymiecione i przybrane, wyległy tłumy, okna domów na trasie przejazdu pełne były ciekawych.

  Kazimierz Jagiellończyk wyjechał naprzeciw narzeczonej w otoczeniu panów duchownych i świeckich; towarzyszyli mu także książęta śląscy Wacław Raciborski oraz  Janusz i Wacław Oświęcimscy. „Wspaniale i przepysznie wydawał się król Kazimierz w swoim przybraniu pełnym blasku, gdy samo siodło, wędzidło, strzemiona i odzienie królewskie, prócz koni nakrytych rzędami z aksamitu i złotogłowiu na 40 tysięcy czerwonych złotych ceniono” – czytamy w kronice. Równie okazale wystąpił orszak królewski. „Przesadzali się w tym przepychu niektórzy panowie polscy – notuje z pewną przyganą Długosz – wystąpiwszy wraz ze swymi drużynami na koniach suto przybranych w świetnym stroju, błyszczącym złotem i purpurą”. Niestety, niesprzyjająca pogoda zepsuła nieco barwne widowisko, „od rana bowiem do wieczora deszcz ulewny padał, za czym te bogate stroje, przemokłe od wody, w większej części poniszczały”. 

Ociekający wodą deszczową król, nadrabiając miną, powitał narzeczoną „z radością i wesołą twarzą”. Następnie uściskała Habsburżankę królowa Zofia, matka Kazimierza, po czym zabrała ją do swego powozu i powiozła na Wawel. Z powodu tłoku orszak poruszał się powoli tak, iż dopiero ku wieczorowi dotarto na zamek.

  Tutaj nastąpiły nowe ceremonie. U wrót katedry wawelskiej czekał na przyszłą królową kardynał Zbigniew Oleśnicki i duchowieństwo krakowskie. Po mowach powitalnych zaprowadzono ją do kościoła, gdzie po krótkiej modlitwie „złożyła na ołtarzu ofiarę”. Dopiero potem, zapewne upadającą ze zmęczenia, odprowadzono d przygotowanych pokoi. Po krótkim odpoczynku i zmianie szat czekała ją jeszcze wystawna, wielogodzinna uczta.

  Ślub miał się odbyć następnego dnia, tj. w niedzielę 10 lutego 1454 roku. Tymczasem rano wybuchł zatarg między panami wielkopolskimi a małopolskimi. Szło o to, kto ma młodej parze dawać ślub – kardynał Oleśnicki czy też arcybiskup gnieźnieński Jan Odrowąż Sprowski. Zwaśnieni reprezentanci wrogich obozów wdali się w gorszącą kłótnię, nie bacząc na to, że królewscy narzeczeni, przybrani już w ślubne szaty, czekają w swych komnatach.

„Na tej sprzeczce zeszło prawie aż do południa” – notuje kronikarz. Wreszcie rzecz załatwiono kompromisowo: zgodzono się, aby ślub dawał legat papieski Jan Kapistran; ten przyjąwszy wyróżnienie scedował je jednak na kardynała, wymawiając się nieznajomością języków, zarówno polskiego jak niemieckiego. Ostatecznie więc ślub dawał Oleśnicki, a koronował Elżbietę na królową arcybiskup Sprowski. 

  Pożycie młodej pary ułożyło się wzorowo, w dużej mierze dzięki taktowi i dobroci charakteru, jakimi odznaczała się Elżbieta. Nie zawiodła też ona oczekiwań Kazimierza co do potomstwa. Już 1 marca 1456 roku „po godzinie dziewiątej w nocy – podaje skrupulatny kronikarz – Elżbieta, królowa polska, powiła syna dziwnej nadobności, kształtnego i na schwał urodnego ciała. Gwiazdarze przepowiadali, że postać nieba i położenie planet w godzinie jego przyjścia na świat wróżyły mu pomyślną przyszłość i panowanie nad wielu narodami i królestwy. W oktawę uroczystości Wielkiejnocy ochrzczony przez Tomasza, biskupa krakowskiego, przyjął imię dziada swego Władysława”. Był to przyszły król Czech i Węgier.

  Wkrótce grono wnuków Jagiełły miało się powiększyć. 2 października 1458 roku urodził się drugi, Kazimierz, zmarły w początkach 1484 roku w aurze świętości. 27 grudnia 1459 roku urodził się trzeci, Jan Olbracht, przyszły król polski w latach 1492-1501. 5 sierpnia 1461 roku przyszedł na świat Aleksander, który miał panować w Polsce w latach 1501-1508. 1 stycznia 1467 roku urodził się Zygmunt, zwany później Starym, król polski w latach 1505-1548. Wreszcie 27 kwietnia 1468 roku ujrzał światło dzienne najmłodszy syn Kazimierza i Elżbiety, Fryderyk. Już jako młodzieniec (1488) został on mianowany biskupem krakowskim, zaś wkrótce potem arcybiskupem gnieźnieńskim i kardynałem (1493).

 W sumie miał więc Kazimierz z Elżbietą sześciu synów, z których jeden zmarł bardzo młodo, ale też był wybitną osobowością – jego kanonizacja miała miejsce w 1602 roku. Syn najmłodszy obrał karierę duchowną, uwieńczoną kapeluszem kardynalskim. Na pozostałych czterech czekały korony: Polski, Czech i Węgier.

  Córek było aż siedem: urodzona w roku 1457 Jadwiga, która w przyszłości miała zostać żoną księcia bawarskiego Jerzego; urodzona w roku 1464 Zofia, która została małżonką margrabiego brandenburskiego Fryderyka; Elżbieta (1465), zmarła w niemowlęcym wieku, i jej młodsza siostra (1472) tegoż imienia, również wcześnie zgasła; w roku 1476 ujrzała światło dzienne Anna, przyszła żona księcia pomorskiego Bogusława, w dwa lata potem Barbara (1478), wydana za mąż za księcia saskiego Jerzego; około roku 1483 przyszła na świat najmłodsza córka Elżbiety i Kazimierza, której nadano imię matki (a zarazem dwu zmarłych przedwcześnie sióstr), w przyszłości żona Fryderyka II z Legnicy. Przy małżeństwach królewien dwór polski kierował się nie tylko chęcią zabezpieczenia ich losu. Szło także o rozgłos na arenie międzynarodowej, o zawarcie korzystnych aliansów politycznych, o wykorzystanie tego atutu, jakim w ówczesnych rozgrywkach dyplomatycznych były więzy rodzinne panujących. Dzięki Elżbiecie Kazimierz Jagiellończyk spowinowacił się z wieloma rodzinami panującymi. W rezultacie małżeństw córek, jak udowodnił niedawno jeden z badaczy genealogii władców europejskich, W. Dworzaczek, wszyscy dzisiejsi monarchowie europejscy mają wśród swych przodków potomstwo Kazimierza Jagiellończyka i Elżbiety Habsburżanki.

  Wśród troski o to potomstwo upływały dni owej niezwykle płodnej, mimo wątłej budowy i słabego raczej zdrowia, królowej. Oddana bez reszty mężowi i domowi pędziła pracowity żywot na dość skromnym dworze, jakim był Wawel  za czasów Kazimierza, stale miewającego kłopoty finansowe. Ambicje tej umiejącej trafnie przewidywać kobiety realizować się miały poprzez jej dzieci, które wychowywała bardzo starannie. 

  Niewątpliwie inspirowała ona męża, pobudzając go do snucia ambitnych dynastycznych planów i starań o zapewnienie synom korony czeskiej i węgierskiej; jej prawa spadkowe stanowiły zresztą podstawę formalną owych starań. Tak więc można śmiało uznać Elżbietę za współtwórczynię wielkiego władztwa Jagiellonów, jakie powstało na przełomie XV i XVI wieku w środkowej Europie. Kazimierz cenił bardzo opinię żony w sprawach publicznych, słuchał jej rad a nawet wyręczał się nią w pewnych okolicznościach. Świadczy o tym najlepiej fakt, że gdy podczas jego nieobecności w Krakowie wybuchł znany spór między mieszczanami krakowskimi a Andrzejem Tęczyńskim, mieszczanie wysłali na zamek delegację prosząc Elżbietę o rozsądzenie waśni. Królowa obiecała wówczas odprawić sąd następnego dnia. Do rozprawy tej nie doszło ze względu na zabicie Tęczyńskiego przez wzburzony tłum. Ten incydent dowodzi, że w czasie nieobecności Kazimierza w stolicy, królowa zastępowała go w różnych czynnościach wagi państwowej i wymierzała sprawiedliwość.

  Pomagała również Elżbieta mężowi w tak ważnej gałęzi działalności monarszej jak uprawianie mecenatu. Fundację kaplicy Św. Krzyża w katedrze wawelskiej dokonaną przez Kazimierza, wielu historyków przypisuje jej inspiracji. Jakoż napis fundacyjny głosi, iż kaplicę ozdobiono malowidłami z rozkazu „wielce potężnego króla, prześwietnego Kazimierza z bożej łaski króla polskiego, wielkiego księcia litewskiego i ruskiego i żmudzkiego i książęcia pruskiego etc. Władcy wielu ziem i królowej, najjaśniejszej pani Elżbiety z pokolenia rakuskiego, wnuczki niezwyciężonego cesarza Zygmunta (…) w roku od narodzenia bożego 1470”. 

  Elżbieta przeżyła męża o lat prawie trzynaście. Widziała wybór i koronację na króla polskiego Jana Olbrachta a potem Aleksandra, asystowała więc przy tym, jak trzech jej synów zasiadało na tronie (Władysław panował w Czechach i na Węgrzech). Choć los nie szczędził jej ciosów (pochowała kilkoro dzieci i męża) ambicje dynastyczne córy Habsburgów musiały być zaspokojone.

W Metryce koronnej znaleźć można notatkę następującej treści (w przekładzie polskim z łaciny): „Śmierć królowej. Elżbieta, małżonka Kazimierza, króla Polski, matka trzech królów i kardynała, zmarła w sobotę po Święcie Bartłomieja, to jest 30 dnia miesiąca sierpnia, o godzinie 16 Roku Pańskiego 1505”. Potwierdza to zapiska w księgach sądu grodzkiego w Krakowie pod rokiem 1505 głosząca: „Tego dnia (30 sierpnia), dokładnie o godzinie 17 (…) królowa Elżbieta, małżonka zmarłego króla Polski Kazimierza zakończyła ostatni dzień swego żywota”.

Zwłoki królowej pochowane zostały w katedrze wawelskiej w ufundowanej przez nią i przez jej męża kaplicy Św. Krzyża w północnym, przeciwległym do mężowskiego grobowca, narożu. W pobliżu pochowane były obie zmarłe w dzieciństwie córeczki Elżbiety. Na grobie dumnej władczyni położona został – zgodnie z jej wolą – skromna płyta kamienna, pozbawiona ozdób i ornamentacji.

Pokora tego grobu dodatkowo poświadcza fakt, iż całą chwałą Elżbiety byli jej synowie i córki. Toteż historia nadała jej wymowny przydomek: „matka królów”. 


make a site for free