Barbara Radziwiłłówna - żona Zygmunta Augusta 

 


Barbara Radziwiłłówna jest bez wątpienia jedną z najpopularniejszych kobiet w dziejach Polski. Jest też chyba jedną z kobiet najbardziej idealizowanych. Powszechna opinia wciąż trzyma się utartego schematu: dobra Barbara prześladowana a wreszcie otruta przez Bonę, jawi się nam jako bohaterka poetyczna i wzniosła królewskiego romansu. Mało kto na dobrą sprawę orientuje się, co kryło się za małżeństwem Zygmunta Augusta z Litwinką, tak bardzo krytykowanym przez szlachtę, budzącym swego czasu tak wielki sprzeciw całego kraju. Warto więc poznać źródła współczesne, mówiące o tym zamierzchłym, ale do dziś budzącym wzruszenia dramacie. Oddajmy głos świadkom wydarzeń.

„…Król młody – pisze Maciej Stryjkowski, kronikarz – rychło po pogrzebie małżonki pierwszej, Elżbiety, począł się swatać i zalecać Barbarze Radziwiłłównie, która też była świeżą wdową została po Stanisławie Gasztołdzie, wojewodzie trockim, a natenczas mieszkała przy matce swojej pani wileńskiej, Janowej Radziwiłłowej, do której król często chodził, uczyniwszy z pałacu zamkowego przez ogród do jej dworu przychód: tamże z nią potym wziął ślub, przy bytności Mikołaja Radziwiłła, który potem był sławnej pamięcie wojewodą wileńskim, marszałkiem ziemskim i kanclerzem Wielkiego Księstwa Litewskiego, brata jej stryjecznego i przy bytności Stanisława Kieżgajła, ciotecznego i Mikołaja Radziwiłła natenczas podczaszego, brata rodzonego… a po ślubie małżeńskim mieszkała Barbara długo przy matce”.  

 Tyle kronikarz o owym wydarzeniu, które choć trzymane w tajemnicy, stać się już wkrótce miało sensacją na miarę krajową, sensacją, która rozpalać miała wyobraźnię nawet już po śmierci głównej bohaterki dramatu. Legenda o Barbarze uformowała się bowiem zaraz po jej zgonie i wzrastała równolegle do rozwoju „czarnej legendy” o Bonie. Trzeba zresztą przyznać, iż osnowa wydarzeń jak z bajki zaczerpnięta, była wprost wymarzoną dla takiej legendy pożywką: piękna poddanka wzbudza miłość młodego króla; ślub zostaje zawarty po kryjomu, na przekór licznym przeszkodom; zła stara królowa nie chce uznać młodej synowej, która wkrótce umiera; królewski małżonek do końca nosi w sercu pamięć ukochanej.

Rzeczywistość nie była jednak ani tak prosta ani tak jednoznaczna, postacie dramatu nie malowane wyłącznie czarną lub wyłącznie białą farbą. Ponurą legendę o przewrotnej teściowej trucicielce rozwiały nowsze badania historyków. Zwłaszcza w okresie międzywojennym, Władysław Pociecha uczynił wiele dla rehabilitacji Bony, w wielotomowej biografii (opublikowana już po wojnie) ukazując wszechstronnie niezwykle interesującą sylwetkę tej inteligentnej, o szerokich horyzontach politycznych władczyni, która wychowana na wzorach włoskiego absolutyzmu, starała się w całkowitym osamotnieniu budować w Polsce zręby silnej władzy królewskiej. Małżeństwo Zygmunta Augusta, zawarte potajemnie latem 1547 roku musiała stara mądra królowa potraktować jako karygodny błąd polityczny, a dramat matki boleśnie odczuwającej spór z synem pogłębiała troska władczyni o losy tronu. „Nigdyśmy nie byli tej wiary o Królu J. M. Synu naszym, aby miał kończyć to niegodne a niesłuszne małżeństwo swoje. Mamy nadzieję w Panu Bogu, iż tych którzy na to radziwszy syna naszego przywiedli, Pan Bóg pokarać a tej rzeczy niedługo trwać dopuścić będzie raczył” – pisała do Hieronima Chodkiewicza, kasztelana trockiego. Równie zaniepokojony i poruszony był także Zygmunt Stary, wysyłając następujące pismo do tego samego adresata: „Oznajmujemy Twojej Miłości żeśmy na małżeństwo Króla J.M. młodego takie, które by zmazę przyniosło całej Koronie naszej i tamtejszemu państwu Wielkiemu Księstwu Litewskiemu nie przyzwolili i nie przyzwalamy”.

  Radziwiłłówną Zygmunt August nie tylko zaprzepaszczał możliwości innego, bardziej korzystnego politycznie ożenku (z królewną francuską, ewentualnie z córką Albrechta pruskiego Anną Zofią, co wzmocniłoby rozluźniające się więzi Prus Książęcych z Rzeczpospolitą). Małżeństwo to zaogniło również bardzo silnie sytuację wewnętrzną kraju, który w połowie XVI wieku znajdował się na ważnym zakręcie dziejowym. Unia z Litwą była chwiejna; coraz ostrzej ścierały się rywalizujące ze sobą od lat o władzę obozy: magnacki i szlachecki. Dojrzewały hasła egzekucji dóbr i praw a wraz z prądami reformacji i wołaniami o „naprawę Rzeczypospolitej” nadciągały lata wielkich starć społecznych. Posunięcie Zygmunta Augusta, zainspirowane bez wątpienia przez pewne kręgi, oznaczało związanie się następcy tronu, a od kwietnia 1548 roku panującego już króla, z litewską frakcją Radziwiłłów, magnatów ambitnych i chciwych władzy, niepopularnych nie tylko w Koronie ale i w samym Wielkim Księstwie Litewskim. Kompromitowało ono do tego władcę w oczach szlachty, ściągało na niego liczne zarzuty natury moralno-obyczajowej, w rezultacie więc osłabiało i tak niezbyt w Polsce mocny tron, w dodatku w krytycznym momencie choroby i zgonu starego króla i transferu władzy w nowe ręce.   

 „Król z Polski przyjechał do Wilna roku pańskiego narodzenia 1548 w wielki post – pisze kronikarz – i panowie rada Wielkiego Księstwa Litewskiego. Wszyscy zjechali się do Wilna ku niemu. A gdy usłyszeli i dowiedzieli się bez wątpienia, że król z tą panią (tj. z Barbarą) potajemnie ślub brał, serdecznie nad tym boleli i poczęli napominać i prosić króla ze łzami, aby tego nie czynił i nierównej sobie poddanki swej, za małżonkę nie brał. Wszystkim ludziom i całej ziemi było to ożenienie królewskie bardzo niemiłe, a liczni nie chcieli dawać temu wiary. Wiele paszkwilów na ten temat napisano i przylepiano na ścianach zamku, na ratuszu i na drzwiach pałaców i domów pańskich. Wiele takich pism przynoszono także królowi…”. Zaczynała się rozpaczliwa walka o uznanie a potem koronację Barbary, na przekór wszystkiemu i wszystkim. Abstrahując od oceny politycznych konsekwencji tego związku, odwaga i upór jakie Zygmunt August zaprezentował w tych dniach, budzić musi szacunek i podziw. Były to ciężkie miesiące dla ostatniego Jagiellona, tym bardziej iż w miarę jak wzmagała się opozycja, narastał w nim lęk o zdrowie i życie ukochanej żony. Zwłaszcza obsesyjna wprost obawa przed otruciem – klasyczną zresztą bronią rozgrywek politycznych renesansu – przewija się w licznych listach Zygmunta Augusta, pisanych w tym okresie.

„Zda się nam – pisze do Mikołaja Radziwiłła Rudego, stałego w owym czasie powiernika i doradcy – abyście tego z wielką pilnością przestrzegali, ażeby tam na pokoje Królowej Jej Mości białogłowy pić nie dawały, a zwłaszcza z kubków, albowiem ze szklanic łacniej wszystko by się obaczyć mogło. A gdyby mężczyźni picie dawali, zawżdy tedy tym większa bezpieczność być może. A wszakże gdzie by to tak iść musiało, żeby ile w pokoju picie Królowej Jej Mości białogłowy dawały, tedy to tak opatrzcie aby jedna już białogłowa, której by cnota i wiara dobrze doświadczona, chociaż też z tych niższych, picie Jej Królewskiej Mości na pokoje dawała. A zwłaszcza mając to na baczeniu, iż tam niektóre białogłowy przy Królowej Jej Mości są, które też niejaki gniew i waśni przedsiębiorą. Żądamy przeto, napominamy i rozkazujemy, żebyście to tak pilnie opatrzyli, jakoby około takiego w pokoju picia dawania we wszem securitas (bezpieczeństwo) zupełna zdrowia Jej Królewskiej Mości była zachowana, czym nam rzecz wdzięczną uczynicie, a też to radzi słyszymy, iż Jej Królewska Mość ten zwyczaj przedsiębrać raczy, że nigdy między wieczerzą a po obiedzie pijać nie raczy. Jeśli we dnie około picia Jej Królewskiej Mości ma być ostrożność wszelaka na dobrym baczeniu miana, tedy w nocy tym więcej, pilniej i ostrożniej to na dobrej pieczy ma być chowane, bo jednak dobrze rozumiemy, iż Królowa Jej Mość podczas nocy z niejakim pragnieniem pić musi, bo się to i nam samym przytrafia, iż też i w nocy pijać musimy. Przeto tak to opatrzcie, a z wielką pilnością, jakoby w tym picia dawaniu w nocy co największa ostrożność była zachowana. A i owszem się nam tak zda, aby ta konew albo kubek w którym by picie Jej Królewskiej Mości przez noc być miało, w jakim zamknieniu w nocy był chowany, a iżby ta białogłowa której by się wierzyć godziło, z kluczem w nocy Jej Królewskiej Mości picie podawała, bo tak z większym zdrowia Jej Królewskiej Mości bezpieczeństwem będzie mogło być”. Lękał się więc Zygmunt August, że Barbara może być otruta; zarządza ostrą kontrolę podawanych jej napojów, postanawia zamykać je pod kluczem, aby nikt nie mógł czegoś po kryjomu do kubka królowej dosypać, chce wybrać z dworu jedną zaufaną kobietę do opieki nad tym kluczem i przeznaczonymi dla Barbary trunkami. Życie wśród takich ostrożności nie musiało być przyjemne!   

  Tymczasem zbliżał się słynny sejm piotrkowski (listopad 1548 rok). Rozgrywka między Radziwiłłami a szlachtą miała wejść w stadium decydujące. Małżeństwo Zygmunta Augusta, ukartowane przez potężnych litewskich oligarchów (którzy właśnie w tym czasie dla uświetnienia swego rodu wystarali się u cesarza o tytuł książęcy) było kamieniem obrazy dla całego szlacheckiego obozu egzekucyjnego. Kryła się za nim perspektywa ponownego zagarnięcia przez magnatów wykupionych przez Bonę królewszczyzn, zdobycia przez nich dalszych beneficjów, uzyskania decydującego głosu nie tylko na Litwie ale także w Koronie. Król, który ze względów osobistych, uwiedziony wdziękami niewieścimi, sprzymierzył się z Radziwiłłami, nie mógł liczyć na sympatię ani pobłażanie mas szlacheckich. W całym kraju wrzało. Opozycja wielkopolska pod wodzą starosty generalnego Andrzeja Górki groziła nową tłumną elekcją, wyborem innego władcy. Małopolanie żądali nie mniej kategorycznie rozwodu i… kary śmierci na dumnych Radziwiłłów. Sejm stał się widownią dramatycznych scen.

„Podczas mowy Piotra Boratyńskiego posła ruskiego – czytamy u Stanisława Orzechowskiego – do nóg królewskich rzucili się posłowie i łaski jego żebrali oraz go na dostojność królewską tudzież na całość państwa prosili i zaklinali, ażeby opuścił tę żonę a o innej, równej sobie pomyślał. Na pokorną prośbę tak się król wzruszył, że i z miejsca powstał i zdjąwszy czapkę odpowiedział, iż sobie dzień do namyślenia się obierze”. Cały w tym okazał się królem-dojutrkiem, jak go współcześni nazywali. Zresztą posłowie nie mieli złudzeń, że zwłoka była tylko manewrem pustym i nie rokującym zmiany królewskiej postawy. „Co on natenczas (powiadają) – pisze dalej Orzechowski – uczynił nie dlatego aby nie miał wiedzieć co by od razu odpowiedział, ale wiedząc iż mu się tak pokornie proszono, że mu aż posłowie (czego za ludzkiej pamięci nie widziano w Polsce) u nóg leżeli, sądził iż trzeba było raz i drugi pomyśleć, jakim by sposobem tak pokornym ich prośbom zadość uczynić”. Następnego dnia, 8 listopada 1548 roku, wygłosił Zygmunt August słynną mowę, w której oświadczył zebranym, iż „tego (to jest rozwodu) do ostatniej koszuli i ciała naszego, które na sobie mamy, uczynić nie możemy”, i trwał przy swojej decyzji mimo oryginalnej propozycji arcybiskupa gnieźnieńskiego Mikołaja Dzierzgowskiego, iż „jeśliby się co grzechu w porzuceniu tej niewiasty zaciągnęło na króla, to go rozda na podział, aby każdy w Polsce do ostatniego mężczyzny poniósł na sobie cząstkę grzechu królewskiego za dobro pospolite”. Król uważał jednak, że skoro każdy jego poddany ma prawo wybrać sobie małżonkę, to przywilej taki przysługuje także i jemu, władcy. Nie miał zamiaru zrezygnować z osobistego szczęścia pod naciskiem opinii publicznej, ani dla dobra ogólnego zawrzeć małżeństwo „polityczne”, takie jakiego pragnęła dla niego matka-Bona.

Było to poważne wyłamanie się z modelu zachowań władcy, który w owych czasach układał swe mariaże (a także małżeństwa swych dzieci) z pobudek politycznych, zgodnie z racją stanu dla wzmocnienia sojuszy lub zaokrąglenia swych włości. Wybujały indywidualizm Zygmunta Augusta w tym zakresie czyni go prekursorem romantycznych kochanków, dla uczucia poświęcających racjonalne przesłanki i interesy. Dla ludzi renesansu taka postawa była niezrozumiała i naganna.   

  Ostatecznie reprezentanci skrajnej oligarchii magnackiej hetman Jan Tarnowski i kanclerz Samuel Maciejowski uznali, że konieczny jest kompromis. Za ich sugestią szlachta zrezygnowała z żądania rozwodu, król zgodził się odłożyć koronację Barbary. Nie na długo jednak, bo w 1550 roku sejm w tymże Piotrkowie ustąpił przed niezłomną wolą króla i skronie Radziwiłłówny, chorej już zresztą poważnie i przeczuwającej bliską śmierć, ozdobiła korona.

  Zaczynał się ostatni akt dramatu, z którego jednak dumni magnaci litewscy niewielki wyciągnęli zysk: zawiedli się bowiem oto na swej protegowanej. Nie dawała się użyć do rozgrywek dyplomatycznych, nie chciała (a może nie umiała?) „kaptować” stronników, nie miała w ogóle żadnych ambicji politycznych. Pochłaniała ją miłość, pielęgnowanie własnej gasnącej już zresztą urody, stroje. Korona, którą włożyła na głowę (a którą, jak sama mówiła, zamienić wkrótce będzie musiała na niebieską!) wydawała się jej nie interesować. Być może zresztą był to wynik pogarszającego się szybko stanu zdrowia. „Siostra jest złością gorsza niźli stara (Bona), jedno iż głupia, tedy nie może tak mieszać jak Bona, nic innego w niej nie słychać jeno furie, a upór niewieści, a obyczaje wioskie (wiejskie)” – pisał z gniewem i rozczarowaniem Radziwiłł Czarny, rzucając niespodziewane światło na charakter bohaterki legendy. Nie była jak się okazuje kobietą łatwą w pożyciu codziennym. Przykre, wybuchowe usposobienie Radziwiłłówny, jej „niewieście fochy” i dąsania się, nadmierne zamiłowanie do pięknych sukien i klejnotów (słynne kolekcje pereł uwidocznione na obrazach), połączone z lenistwem i brakiem poczucia czasu (gorszyli się niezmiernie dworzanie, że król i dostojnicy Królestwa godzinami wyczekują w przedpokoju, aż Barbara ubierze się i będzie gotowa do wyjścia), nieumiejętność współżycia z ludźmi – wszystko to nie jednało nowej królowej życzliwości. „Będzieli niewdzięczna mego dobrodziejstwa, tak mogę rzec: by jej Pan Bóg nie chlusnął, jako jej ludzie życzą i winszują” – pisał rozgoryczony, że nie udaje mu się wykorzystać kariery siostry, Radziwiłł.

 W niej zaś, w miarę zapewne nieubłaganego rozwoju choroby, pogłębiała się psychiczna obcość: rosła melancholia, skłonności do samotnictwa, lęk przed ludźmi, a w każdym razie do obcowania z nimi. Trzeba jednak stwierdzić, iż wszystko to nie potrafiło osłabić prawdziwie głębokich uczuć Zygmunta Augusta. Król musiał z rozpaczą uświadamiać sobie, że z takim trudem zdobyte szczęście osobiste, wymyka mu się z rąk. Był to jakby gorzki odwet losu za podeptanie obowiązków władcy, za pójście wbrew wszystkim za głosem serca.

Liczne próby ratunku chorej zawodziły. Lekarze mówili o kamieniu nerkowym, o raku, podejrzewali także młodą królową o morbus gallicus, chorobę francuską, którą zarazić ją miał pierwszy mąż, Gasztołd. Ostatecznie, jak stwierdzili badacze po setkach lat, był to rak, wobec którego nie tylko ówczesna medycyna była bezsilna. Chora gorączkowała, traciła apetyt, słabła. Król wzywał do jej łoża uczonych medyków, a gdy ci nie umieli przynieść ulgi, uciekał się do pomocy znachorek, obiecujących pomóc dostojnej chorej czarami. Niestety, wszystko zawodziło. Ostatnie tygodnie, gdy rozkładające się ciało wydawało fetor tak straszliwy, iż mimo okadzeń i rozlewania wonności w komnacie chorej trudno było wytrzymać, Zygmunt August odprawił służbę i osobiście pielęgnował Barbarę. Skonała na jego rękach 8 maja 1551 roku, mając zaledwie 29 lat. Do końca życia nie mógł Zygmunt August zapomnieć zmarłej, może zresztą także dlatego, że jego kolejne, trzecie, małżeństwo z Katarzyną Habsburżanką, okazało się bardzo nieudane. O niewygasłej miłości do Barbary świadczy fakt, iż jej szaty, biżuterię, przechowywał jak relikwie, poszukiwał też kobiet podobnych z twarzy i zachowania się do zmarłej ukochanej żony (Barbara Giżanka). Uciekanie się do magicznych zabiegów, aby ujrzeć nieboszczkę nie jest zmyśleniem, istotnie na zamku królewskim w Warszawie przebywał jakiś czas czarnoksiężnik, który usiłował „skontaktować” króla ze zmarłą. Zachował też ostatni z Jagiellonów niezwykłą przyjaźń dla brata Barbary, Mikołaja Czarnego, z którym przez wiele lat prowadził poufną korespondencję. W styczniu 1563 roku, a więc już w kilkanaście lat po śmierci Barbary, napisał do Czarnego: „Wasza Mość przypominasz w pisaniu swem zeszłą małżonkę naszą średnią…, to pewna, że krótkiego szczęścia użyła, którego by było na to przejrzenie woli boskiej, życzylibyśmy zaiste dłuższego…”

  Rzecz ciekawa – przedwczesna śmierć Barbary uciszyła ataki jej przeciwników. Majestat śmierci zdał się ochłodzić namiętności, które budziło za życia jej wywyższenie, budząc jednocześnie refleksję nad kruchością ziemskiego powodzenia i życia w ogóle. Zaczęły powstawać wiersze opiewające nieszczęśliwe życie i zgon pięknej Radziwiłłówny. Mnożyły się podejrzenia (bezpodstawne zresztą), że zgon jej przyspieszyła trucizna podana przez Bonę. W XVII wieku dołożyli do rosnącej legendy Barbary cegiełkę Radziwiłłowie, zamawiając panegiryk, ukazujący w specjalnie pochlebnym świetle postać zmarłej krewniaczki i dzieje jej związku z królem. Klęska rozbiorów, która spowodowała poszukiwanie w złotym wieku jagiellońskim wzorów zachowań i pokrzepienia serc w dobie niewoli, spowodowała wyniesienie pięknej Litwinki do panteonu narodowego. Zostaje ona w tym czasie kreowana na  „matkę ojczyzny” i ofiarną patriotkę, w przeciwieństwie do reprezentujących wszystkie cechy ujemne jej wrogów: kosmopolitycznej intrygantki i trucicielki Bony, egoistycznych magnatów i anarchistycznej szlachty. Motywy te rozwijał wiek XIX a także zwłaszcza literatura piękna, film i popularyzacja – nasze stulecie. Została jednocześnie Barbara „patriotką” wielkiej a nieszczęśliwej miłości romantycznej. Jakoż jej losy w tym zakresie przypominają fabułę, jakby żywcem zaczerpniętą z baśni czy romansu. Dlatego też legenda pięknej umiłowanej króla, dzieje jej potajemnego małżeństwa i rychłej śmierci, stale pobudzać będą wyobraźnię, dostarczając tworzywa pisarzom i artystom. 

             

                                                                     Duch Barbary - obraz Wojciecha Gersona  

Mobirise