Ale i w naszych już czasach miały miejsce na weneckim zamku zdarzenia, które doprawdy trudno uznać za zwyczajne. Wiele opowiadano w okolicy o zakładzie, który miał tu miejsce na kilka lat przed ostatnią wojną. Pewien śmiałek założył się przy kielichu z kolegami, iż nocą zejdzie do zamkowych lochów. Zakład stanął; że jednak wszyscy mieli nieco w czubie, wkrótce o całej sprawie zapomnieli. Po kilku dniach jednak okazało się, że ich odważny kolega zaginął. Zaczęto szukać go wszędzie. Bez skutku. Wyprawiono się wreszcie, za dnia oczywiście, do ruin. I tam to właśnie, w zamkowych piwnicach, odnaleziono nieszczęśnika. Był półprzytomny. Gdy wreszcie doszedł do siebie, za żadne skarby nie chciał nic o swych przeżyciach opowiedzieć, przeklinał tylko swoją głupotę i błagał, by nikt nie szedł w jego ślady...

 

W latach czterdziestych znalazł się inny odważny. On także na własną rękę chciał zbadać podziemia. Gdy jednak zszedł do piwnic poczuł niewytłumaczalny lęk i jakąś fizyczną niemal siłę, która powstrzymywała go przed dalszą drogą. Zlany potem, co rychlej wyszedł na powierzchnię, również zaklinając się, że nigdy więcej do lochów zamkowych nie zejdzie.

  Zresztą, co tu daleko szukać. Wszak uważający się za trzeźwego racjonalistę miejscowy sołtys i jednocześnie społeczny opiekun ruin, przyznaje, iż jeśli kiedykolwiek zdarzy mu się znaleźć nocą w pobliżu zamku, także odczuwa dziwny niepokój, którego źródeł nie potrafi określić.

  Być może jednak już wkrótce wiele tajemnic weneckiego zamku doczeka się pełnego, ba, naukowego wyjaśnienia. Niedawno, na zlecenie wojewódzkiego konserwatora zabytków, rozpoczął tu prace wykopaliskowe młody archeolog z Bydgoszczy, pan Czesław Sikorski. Po wielu miesiącach prac odsłonięte znaczne partie murów; wiele zagadek zostało wyjaśnionych, ale pojawiło się wiele nowych znaków zapytania.

Konstrukcja murów wskazuje, że budowniczym zamku musiał być niewątpliwie Polak.

Zamek jest także znacznie starszy niż początkowo sądzono. Nie budował go zatem Mikołaj Nałęcz, ale jego ojciec Jakub, a może nawet dziad, w końcu wieku XIII. Po bezpotomnej śmierci Diabła Weneckiego zamek stał się własnością biskupów gnieźnieńskich. Jest w tym ironia losu, bowiem Mikołaj Nałęcz całe życie wojował z arcybiskupem gnieźnieńskim, Jakubem, pochodzącym z wrogiego Nałęczom rodu Grzymalitów. Być może, te właśnie walki sprawiły, iż wenecki pan znany jest dziś pod budzącym grozę mianem Diabła Weneckiego. Tak czy inaczej, w wieku XV dzierżyli Wenecję biskupi, urządzając tu więzienie dla skłaniających ucha ku husyckim nowinkom księży. Wykopaliska odsłoniły wyraźne zarysy cel w południowej części zamku.

  Nie wyjaśnione są dotychczas okoliczności, w jakich zamek popadł w ruinę. W jednej z warstw widoczne są wyraźne ślady spalenizny, świadczące iż szaleć tu musiał kiedyś groźny pożar. Są jednak także i ślady odbudowy po owym pożarze. Kto i kiedy zamek spalił, kto go odbudował - nic pewnego powiedzieć się na razie nie da. Dotychczas archeolodzy nie natrafili także - poza jednym groszem z czasów Jagiełły - na żadne skarby. Pamiętać jednak trzeba, że wykopaliska rozpoczęto niedawno, prace archeologiczne wciąż tutaj trwają...