Złamał ten zakaz dopiero prawnuk Antoniego, mieszkający podówczas w Bochni, młody student prawa p. Andrzej Benesz.

  Odnalazł on w archiwach kościoła Św. Krzyża w Krakowie oryginalny akt adopcji swego pradziada przez rodzinę Beneszów. W akcie tym jest również adnotacja - przyrzeczenie Wacława, iż po dojściu Antoniego do pełnoletności odkryje mu tajemnicę jego pochodzenia, a także dane dotyczące skarbu Inków. Co więcej, w punkcie czwartym owego dokumentu zobowiązuje się on do ukrycia testamentu Inków pod stopniami prowadzącymi do bramy górnego zamku.

  I oto z odpisem tego dokumentu młody Andrzej Benesz pojawił się 31 lipca 1946 roku w Niedzicy. Nie chcąc w niczym uchybić formalnościom, udał się na zamek z urzędową komisją. Uczestniczyli w niej: sołtys Pukasiński, dowódca miejscowej jednostki Milicji Obywatelskiej kpt. Dąbrowski, kilku żołnierzy z jednostki WOP, gajowy Kasprzyk i leśniczy Szlachta.

  Po podważeniu głazu progowego, na głębokości około 30 cm ukazała się oczom komisji ołowiana tuba o długości 18, a średnicy 3,5 cm, zamknięta z obu końców. Po jej komisyjnym otworzeniu wszyscy zebrani spostrzegli ku swemu zdumieniu jedynie trzy skórzane rzemienie z węzełkami. Nie ulegało wątpliwości, że rzemienie owe stanowiły dokument, sporządzony w używanym przez peruwiańskich Indian węzełkowym piśmie - kipu.

  Ze sporządzonego tegoż samego dnia protokołu dowiedzieć się można, że każdy z rzemieni posiadał złotą blaszkę. Na jednej z nich widniał napis Vigo, na drugiej Titicaca, na trzeciej zaś Dunajecz. Z dużą dozą prawdopodobieństwa sądzić można, że zapis ten dotyczył trzech miejsc, w których ukryto podzielony skarb Inków.

  Podobno skórzane rzemienie przesłane zostały do Peru w celu dalszego zbadania. Tak wkażdym razie mówi dokument, pozostawiony u konserwatora wojewódzkiego w Krakowie.

Na współczesny epilog niezwykłych zdarzeń, których widownią był przed dwustu laty niedzicki zamek, trzeba jeszcze poczekać.

  Historię Sebastiana de Berzevicy i jego córki Uminy przytoczyliśmy tutaj przede wszystkim dlatego, że być może pozwoli nam ona wyjaśnić genezę dziwnych zjawisk mających miejsce w dunajeckim zamczysku.

  Zjawa kobiety w jasnych szatach, tak wyraźnie widziana przez naszych rozmówców, pojawiła się im ponoć dokładnie w tym samym miejscu, skąd o trzy lata wcześniej (w roku 1946) wydobyto tajemniczy, pismem kipu spisany “testament Inków”. Tuż obok tego miejsca wznosi się kaplica, przed którą zamordowana została Umina. Czyż zatem zbyt śmiałe będzie przypuszczenie, że pojawiająca się w letnie noce, w szumie wichru, postać w bieli, to nie kto inny lecz Umina, nieszczęsna żona i matka która tu, daleko od swych stron rodzinnych, nad wzburzonymi wodami Dunajca znalazła śmierć z ręki mściwego wroga i być może nadal czuwa nad ukrytymi w dunajeckim zamczysku królewskimi skarbami Inków.

  Mimo szczegółowych badań archeologicznych, prowadzonych tutaj po wojnie, nie natrafiono ani na grób Uminy, pochowanej podobno w srebrnej trumnie przepięknej roboty, ani na owe legendarne skarby.

  Zamek niedzicki, zachowany wyjątkowo dobrze i pieczołowicie konserwowany, mieści dziś Muzeum Regionalne Ziemi Spiskiej, ze szczególnie interesującą, przebogatą kolekcją ludowych zegarów, a także Dom Pracy Twórczej Stowarzyszenia Historyków Sztuki. Według posiadanych przez nas informacji, Biała Dama ukazuje się w letnie noce, między godziną 23 a 24, na dziedzińcu średniego zamku. Z zamkowego wzgórza widać ruiny Czorsztyna, strzegącego od polskiej strony przejścia przez dolinę Dunajca.

 Wkrótce krajobraz wokół niedzickiego zamku całkowicie się zmieni. Właśnie u jego stóp trwa budowa potężnej zapory, która przegrodzi nurt Dunajca, a niedzickie wieże i mury przeglądać się będą w wodach wielkiego, sięgającego aż ku Dębnu, jeziora.