Biała Dama z niedzickiego zamku

  Przytoczona tu opowieść to wiernie z taśmy magnetofonowej spisane opowiadanie pana Franciszka S., opiekuna niedzickiego zamku i miejscowego przewodnika.

- Było to latem 1949 roku. Pan inżynier przeprowadzał wtedy na zamku pomiary, a ja, młody wówczas chłopak, pomagałem mu.

  Pewnego dnia pracowaliśmy na górnym zamku do późnego wieczora. Była już chyba dziesiąta gdy skończyliśmy robotę i zeszliśmy na dziedziniec. Pamiętam, że zawsze schodząc zamykałem ciężką bramę górnego zamku, przetykając przez skoble gruby, drewniany kołek. Tak też zrobiłem i tym razem. Gdy znaleźliśmy się na dziedzińcu, inżynier przypomniał sobie, ze miał jeszcze wymierzyć małe, podwójne okienko w jednej z sal średniego zamku. Prosił mnie żebym mu poświecił. Zapaliłem naftową lampę - elektryczności wówczas jeszcze w zamku nie było - i stałem świecąc, a inżynier robił swoje pomiary.

  Trwało to dość długo i chyba dochodziła już północ. Nagle poczułem podmuch silnego wiatru. Zbiera się na burzę - powiedziałem do inżyniera, wyjrzałem tez oknem, ale zobaczyłem, że na bezchmurnym niebie świecą gwiazdy. I w tejże chwili tuż nad głową przeleciał mi drąg, którym zatknąłem bramę górnego zamku. Spojrzałem w tamtą stronę. Oba skrzydła bramy były otwarte, na progu zaś stała postać w bieli. Postać jak gdyby rosła, z każdą chwilą stawała się coraz wyższa. Krzyknąłem cos do inżyniera. On też ją zobaczył.  Przestraszony rzuciłem lampę i obaj uciekliśmy z zamku do wsi.

  Na dole ochłonęliśmy nieco, zebraliśmy się na odwagę i postanowiliśmy wracać, żeby sprawdzić co to było. Dodając sobie nawzajem otuchy wróciliśmy na zamek. Sprawdziliśmy, że brama górnego zaniku została otwarta, zaś w sali nr 5, gdzie prowadziliśmy badania, leżał ów drąg, którym ją zamykałem.

  Było to zjawisko zupełnie niewytłumaczalne - od bramy do owej sali jest kilkanaście metrów. Lęk nas ogarnął i szybko opuściliśmy zamek.

 

  Gdy wróciłem do domu i opowiedziałem o tym zdarzeniu matce, nie była wcale zdziwiona. Powiedziała, że gdy przed wojną pracowała wiele lat na zamku jako pokojówka u hrabiów Salomonów, wielokrotnie słyszała o pojawianiu się owej damy, najczęściej w tym właśnie miejscu, w którym i myśmy ją dostrzegli...

  Mimo dużej wiarygodności opowieści, znając skłonność przewodników do fantazjowania - postanowiliśmy ją zweryfikować.

  Odszukaliśmy więc w Krakowie owego inżyniera, który miał być drugim świadkiem opisanego wydarzenia. Sprawdziwszy, iż nie porozumiewał się z panem Franciszkiem, zapytaliśmy go o wydarzenie sprzed lat. I oto opowieść, którą usłyszeliśmy, w całości, ba, we wszystkich niemal szczegółach pokrywała się z zanotowaną na taśmie relacją.

  Inżynier wspomniał także, że wielokrotnie zastanawiał się nad tą niezwykłą historią, próbował znaleźć jakieś racjonalne wytłumaczenie. Sporządził nawet w tym celu szereg szkiców sytuacyjnych - na próżno. Żadna z logicznych, naturalnych wersji zdarzeń nie wytrzymała próby krytyki.

  Zważywszy, że o nadnaturalnych zjawiskach, zachodzących na niedzickim zamku, usłyszeć można od wielu osób znających to miejsce, warto klucza do owej zagadki poszukać w przeszłości wznoszącej się nad Dunajcem warowni.

 A przeszłość ta, w rzeczy samej, obfituje w zdarzenia doprawdy niezwykłe, przy czym najbardziej fantastyczne jest to, iż są to zdarzenia od początku do końca prawdziwe, poświadczone do dziś istniejącymi dokumentami, a ich epilog (czy prolog do epilogu?) rozegrał się już za naszych czasów, na oczach wielu, do dziś żyjących świadków. Ale na razie cofnijmy się wstecz.

dalej