Czarna Dama z Janowca
W lipcu 1975 roku, w ruinach wzniesionego na skarpie
wiślanej potężnego zamczyska, odbyła się niezwykła
doprawdy uroczystość. Oto, sterany wiekiem, ostatni w
Rzeczypospolitej pan na zamku oddawał swe włości i ruiny
na własność ludowemu państwu.
Władający janowieckim zamkiem od 1927 roku, to jest
od czasów parcelacji majątku Ćwirko-Godyckich, Leon Kozłowski
miał wielu możnych i potężnych poprzedników. Budowę
zamku rozpoczął w latach 1526-1537 jeden z najpotężniejszych
panów polskich Złotego Wieku, wojewoda ruski. Piotr Firlej
z Dąbrowicy. Dzieło ojca kontynuował syn Andrzej, znany
mecenas sztuki, przyjaciel często goszczącego w Janowcu
Jana Kochanowskiego. To właśnie Andrzej Firlej sprowadził
do Janowca słynnego włoskiego rzeźbiarza i architekta
Santi Gucci, tego samego, który pozostawiwszy w Polsce
wiele wspaniałych dzieł, zginął w tajemniczych okolicznościach,
zasztyletowany na Rynku krakowskim.
Po Firlejach władali zamkiem Tarłowie. Jako wiano
Barbary Tarłówny Janowiec przeszedł w XVII wieku w ręce
Jerzego Sebastiana Lubomirskiego i w posiadaniu tej rodziny
pozostawał przez sto lat bez mała, do chwili kiedy to
Marcin Lubomirski przegrał go w jedną noc w karty na rzecz
niejakiego Piaskowskiego.
Lubomirscy odbudowali zamek po zniszczeniach szwedzkich, a
odbudową kierował Tylman z Gameren. W dziewiętnastym
wieku, przechodzący raz po raz z rąk do rąk,
zdewastowanyprzez wojska austriackie i rosyjskie zamek popadł
w ostateczną ruinę.
I w tych właśnie malowniczych
ruinach Cocami, a podobno nawet w biały dzień, zobaczyć
można przechadzającą się wolno tajemniczą,
przecudnej urody dziewczynę, w czarnej balowej sukni. |
|
O ukazującej się na zamku Czarnej Damie wiedzą
tutaj wszyscy. Mieszkająca od 1941 roku w zamku pani Bronisława,
jako mała jeszcze dziewczynka, słyszała opowieść o
Czarnej Damie od swej matki.
Było
to w drugiej połowie XVIII wieku, w czasach gdy Janowcem władali
Lubomirscy. Córka właściciela zamku, Helena, zakochała
się w jednym z poddanych swego ojca. W przypływie szczerości
wyznała swą tajemnicę matce. Srogo za to zapłaciła.
Zamknięta w jednej z komnat wschodniego skrzydła (nota
bene komnata ta zachowała się do dzisiaj) - przez pół
roku odmawiała wyrzeczenia się zgubnej miłości. Gdy
jednak spostrzegła, że nie przekona rodziców, snujących
coraz to nowe plany zamążpójścia dla swej córki,
postanowiła rozstać się z życiem, rzucając się z okna
komnaty na dziedziniec.
Zabalsamowane zwłoki ubrane w czarną balową
sukienkę złożono w szklanej trumnie i wywieziono
pospiesznie do Kazimierza. Co noc jednak duch nieszczęsnej
Heleny powracał i błąkał się po zamkowych pokojach. Nie
mogąc tego znieść, po sześciu tygodniach rodzice w
tajemnicy przywieźli ciało swej córki z powrotem do
Janowca i złożyli w podziemiach miejscowego kościoła.
Czy zwłoki Heleny spoczywają tam do dziś nie
wiadomo, nikt bowiem nie zbadał dotychczas kościelnych
krypt. Miejscowy proboszcz od dawna czynił w tym kierunku
starania, jak dotąd jednak bezskutecznie...
Prócz Czarnej Damy, w okolicach zamku widywano
nocami tajemniczego, czarnego barana. Widziało go zbyt
wielu ludzi, by można mówić tu o przywidzeniu. Na własne
oczy zobaczył go pewnej nocy dozorca ruin, wracający do
domu przez most nad fosą. Zaintrygowany zaczął dopytywać
się w okolicy i dowiedział się, że nie on jeden miał
taką przygodę. A przecież nikt ani w Janowcu, ani w sąsiednich
Obłasach nigdy czarnych owiec nie hodował... Czyżby więc
janowiecki zamek krył inne jeszcze tajemnice?
dalej
|