simple website templates

Więzień olsztyńskiego zamku

 hoć stolica Warmii i Mazur także posiada potężny zamek, ten Olsztyn leży w województwie częstochowskim, w odległości dwunastu zaledwie kilometrów od stolicy województwa. Niegdyś było to wcale spore miasto, dziś jest siedzibą Urzędu Gminy. Położony w ubogiej, piaszczystej okolicy, szczyci się częstochowski Olsztyn ruinami jednego z najpotężniejszych zamków na szlaku Orlich Gniazd - warowni wzniesionych przez Kazimierza Wielkiego, mających ubezpieczać od zachodu, od granicy ze Śląskiem, odbudowane przez jego ojca państwo. Wzniesiony w pierwszej połowie XIV wieku, rozbudowywany przez dwa następne stulecia, był Olsztyn jedną z większych twierdz królewskich.

O budowie olsztyńskiego zamku wspominają Janko z Czarnkowa i Jan Długosz, a miejscowa legenda głosi, że kamień na jego mury znosili okoliczni mieszkańcy z odległości siedmiu mil, czyli czterdziestu dziewięciu kilometrów. Nazwa Olsztyn, jak utrzymują językoznawcy, to spolszczony niemiecki Holstein - czyli wydrążony kamień. W rzeczy samej, tak wielkiej liczby grot i jaskiń jak w okolicy Olsztyna nie spotyka się w Polsce nigdzie poza Ojcowem. Liczne podania mówią o ukrytych w nich skarbach.

Dziś olsztyński zamek leży w ruinie, a jedyną w miarę dobrze zachowaną jego częścią jest potężna wieża, służąca oblężonym za ostatnie refugium. Oblegany był Olsztyn nierzadko. Siłą odbierać go musiał w roku 1396 Władysław Jagiełło z rąk Władysława Opolczyka, który otrzymał go jako lenno z rąk Ludwika Węgierskiego.

W piętnastym wieku Olsztyn często bronił się przed najazdami książąt śląskich. Rozbudowany znacznie i umocniony w połowie wieku XVI, w kilkadziesiąt lat później, w roku 1587, wsławił się obroną przed ciągnącymi na Kraków wojskami Maksymiliana Habsburga, pragnącego po śmierci Stefana Batorego zdobyć polską koronę.

Starostą olsztyńskim był w owym czasie niejaki Kacper Karliński, szlachcic rodu nie wysokiego, ale dzielności wielkiej. Podanie głosi, iż miał on siedmiu synów. Sześciu utracił w czasie licznych wojen prowadzonych przez Batorego, jedynym spadkobiercą został ostatni, najmłodszy. I tego to właśnie chłopca, nadzieję rodu, ujęli podstępem Austriacy. Pewni swego wysłali na zamek posłów: - Oddaj nam zamek - zaproponowali staroście - a my oddamy ci syna. Starosta odprawił jednak posłów z niczym. Wówczas nastąpił szturm.

Przed laty widywano na koronie zamkowych murów, znacznie wówczas lepiej niż dziś zachowanych, postać barczystego mężczyzny. Wspominają o owym widmie stare kroniki, wspomina dziewiętnastowieczny znawca tajemnic polskich zamków Adam Amilkar Kosiński. By dojść do źródeł owych opowieści cofnąć się trzeba o lat sześćset z górą, do samych początków istnienia olsztyńskiej warowni.

Był rok 1333. Na tronie krakowskim po śmierci ojca zasiadł młody król Kazimierz. Jeszcze nie było wiadomo, iż będzie to ostatni Piast na polskim tronie, ani że późniejsi historycy nadadzą mu zaszczytne miano Wielkiego. Na razie młody władca borykał się z tysięcznymi trudnościami. Od północy ziemiom polskim groził będący właśnie u szczytu potęgi zakon krzyżacki. Umacniający się na zachodzie Luksemburgowie nie wyrzekli się pretensji do polskiej korony. Co gorsza, w niedawno zjednoczonym państwie nie wszystkim odpowiadała silna władza królewska. Burzyły się zwłaszcza stare, potężne rody Wielkopolski.

Przystępując pod mury, nieśli przed sobą atakujący maleńkie, związane dziecko. Zawahali się puszkarze, wybiegła na mury zrozpaczona matka. Kacper Karliński wyrwał przerażonemu żołnierzowi lont z ręki i sam odpalił działo.

Ostatni potomek Karlińskich zginął, Austriakom jednak nie udało się zdobyć zamku. Plan zdobycia dla Habsburgów polskiej korony upadł. Dziś główna ulica w miasteczku nosi imię Kacpra Karlińskiego, a starzy mieszkańcy Olsztyna godzinami snuć potrafią opowieści o dzielnym staroście.

Ale opowiadają też o wypadkach znacznie, znacznie dawniejszych, za których przyczyną mało kto odważy się dziś wybrać nocą na zamkowe wzgórze. Gdy bowiem zmierzch zapadnie, z owej dobrze zachowanej wieży usłyszeć ponoć można jęki, szczęk łańcuchów, głośne zawodzenia.

  Szczególnie kłuł w oczy wielkopolskich wielmożów nowy, przez króla ustanowiony urząd starosty. Dawni, dożywotni urzędnicy - wojewodowie i kasztelanowie - utracili rzeczywistą władzę. Nic więc dziwnego, że na czele opozycji stanął wojewoda poznański Macko Borkowic herbu Napiwowie.

Hardy pan, najstarszy syn wojewody Przybysława, który wiernie stał przy Kazimierzowym ojcu - Łokietku, nie chciał królowi wywdzięczyć się za doznane łaski. Zapomniał, iż za zasługi ojca w 1338 roku otrzymał od króla miasto Rozmiń wraz z 15 wsiami, że posiada wyjątkowy przywilej pozwalający mu, jako wojewodzie poznańskiemu, udzielić azylu każdemu ściganemu przez królewskie prawo przestępcy.

Król politykował. Usunął dotychczasowego starostę i Maćkowi właśnie powierzył ten urząd. Nie na wiele się to jednak zdało. Wielkopolscy panowie otwarcie spiskować poczęli z wrogą Polsce marchią brandenburską.

Król wkroczył zdecydowanie. Generalnym starostą wielkopolskim, o rozległych kompetencjach, został homo novus, Ślązak, Wierzbięta z Paniewic. Tego panom wielkopolskim było za wiele. 4 sierpnia 1352 roku odbył się zjazd 66 przedstawicieli możnych rodów, którzy postanowili zawiązać konfederację, formalnie - przeciw nowemu staroście, faktycznie przeciw królowi. Do konfederacji przystąpiły rody Awdańców, Wesenborków, Grzymalitów, Nałęczów. Na czele zbuntowanych stanął Macko Borkowic. Przy królu opowiedzieli się Niesobowie i Doliwowie. Po pewnym czasie król przeciągnął na swą stronę potężnych Pałuków i Zarębów. Wojna domowa wisiała w powietrzu.

Gdy Macko Borkowic, Sędziwój z Czarnkowa i niejaki Skóra z Gaju Awdaniec zamordowali przywódcę zwolenników królewskich, kasztelana gnieźnieńskiego, Beniamina zUrazowa z rodu Zarębów, król nie mógł dłużej zwlekać. Tym bardziej, że zbuntowani weszli w otwarte porozumienie z Brandenburczykami. Sędziwój, na czele wojsk grafa de Wedel, próbował odbić nadany przez króla Pałukom Czarnków. Wówczas wierne królowi wojska wkroczyły do Wielkopolski. Konfederacja została rozbita. Skazany na banicję Macko uszedł na Śląsk. Upiekło się Sędziwojowi, który pozbawiony został jedynie kasztelanii nakielskiej.

Król nie był bynajmniej srogi w stosunku do pokonanych. Starostą mianował Wielkopolanina Przecława z Gułtowych; także i Macko liczyć mógł na królewską łaskę. W rzeczy samej powrócił on z wygnania i 16 lutego 1358 roku złożył w Sieradzu przysięgę na wierność królowi.

Dawne jego przewiny poszły w niepamięć, odzyskał swój urząd. Okazało się jednak, iż nie wrócił on ze Śląska by wiernie służyć swemu panu. Wkrótce po powrocie usiłował od nowa zmontować swe rozbite stronnictwo

Tym razem król był nieubłagany. Ujęty Macko, za złamanie przysięgi i zdradę stanu skazany został na śmierć głodową. 9 lutego 1360 roku zamknęła się nad nim klapa lochu w olsztyńskim zamku.

Podanie głosi, że przez czterdzieści dni z wieży zamkowej dochodziły jęki i złorzeczenia dumnego magnata, który nie mógł zrozumieć dalekosiężnych celów Kazimierzowskiej polityki. I jego to właśnie postać - jak twierdzą - ukazuje się w zimowe noce na murach zrujnowanego zamczyska.


Contact form
Formularz kontaktowy