free web design templates

Sroga pani suskiego zamku

 iewielkie miasteczko Sucha Beskidzka, położone u stóp lesistych gór Beskidu Średniego, poszczycić się może cennymi zabytkami. Jednym z nich jest renesansowy zamek, zbudowany w roku 1614 dla starosty oświęcimskiego Piotra Komorowskiego herbu Korczak.

  Ten potężny magnat, władający tak zwanym “państwem suskim”, sięgającym południowej granicy Polski, kazał nadwornemu architektowi Zebrzydowskich - Niderlandczykowi Paulowi Baudarthowi - wznieść budowlę, która byłaby najwspanialszą siedzibą magnacką w Małopolsce.
  Baudarth po mistrzowsku wywiązał się z powierzonego mu zadania. Do istniejącego w tym miejscu renesansowego dworu, wzniesionego przed kilkudziesięciu laty (około 1554 r.) przez pierwszego właściciela Suchej, Kaspra Castiglione, nobilitowanego złotnika królowej Bony, dobudował dwa skrzydła, dziedziniec otoczył wspartymi na kolumnach krużgankami, budowlę zwieńczył wyniosłą wieżą.
  Zgodnie z modą epoki, architekt nie zapomniał o tajnych przejściach, łączących poszczególne sale i korytarze, a nawet - według tradycji - o zapadni ukrytej w Wieży Zegarowej.
  W połowie XVII wieku ród Komorowskich wymarł po mieczu. Ostatnią jego przedstawicielką była Konstancja Krystyna Komorowska, która w roku 1665 poślubiła Jana Wielopolskiego, wnosząc mu w posagu ogromne dobra.
  Niedługo jednakże cieszył się Jan Wielopolski swą piękną i bogatą żoną. W cztery lata po ślubie Konstancja Krystyna zmarła na zamku w Bieczu na “zgniłą gorączkę”, zapisując “państwo suskie” jedynemu synowi, Janowi Kazimierzowi, wówczas małemu chłopcu.
   Ów Jan Kazimierz wyrósł na młodzieńca wątłego zdrowia, rozmiłowanego w księgach - marzył nawet o karierze duchownej. I byłby prawdopodobnie został dostojnikiem kościoła, gdyby w czasie familijnego zjazdu nie poznał swej dalekiej krewnej, Anny Konstancji Lubomirskiej. Panna ta musiała chyba mocno zawrócić w głowie skromnemu kuzynowi, skoro zrzucił suknie kleryka i poślubił ją latem 1689 roku.
   Niestety, Jan Kazimierz - podobnie jak matka - żył krótko. W wieku lat dwudziestu sześciu zmarł nagle, pozostawiając młodą wdowę z synem, Janem Dominikiem.
  Choć tak wcześnie owdowiała, Anna Konstancja nie straciła głowy Energiczna niewiasta rychło stała się - jak wówczas mówiono - “rządziochą zawołaną”. Raz jeszcze wyszła za mąż, za Stanisława Małachowskiego, a gdy i ten odumarł ją w dwa lata po ślubie, zrezygnowawszy z małżeńskiego stanu oddała się pomnażaniu i tak już wielkiej fortuny oraz administrowaniu rozległymi dobrami.
  Mieszkając najchętniej w Suchej, jeszcze raz przebudować kazała dawne gniazdo Komorowskich, wznieść dwie wieże, otoczyć pałac pięknym parkiem w stylu barokowym.
  W ciągu długich lat żelazną ręką zarządzała suskim państwem, ustanowiła kodeks praw dla poddanych, w Wieży Zegarowej sama sprawowała sądy. Nie była łagodną ani pobłażliwą. Wyroki jej nawet za drobne przewinienia orzekały karę chłosty i wtrącenia do zamkowych lochów.
  Anna Konstancja, ubrana po męsku, wyruszała na czele swych hajduków na wyprawy przeciwko bandom zbójników, kryjących się w gąszczach karpackiej puszczy. Schwytanych skazywano na śmierć. Jedna z takich egzekucji odbyła się w niedalekim Krzeszowie, a Anna Konstancja osobiście dozorowała tracenia nieszczęśników.
  Sroga pani suskiego zamku dożyła sędziwego wieku i rozstała się z tym światem w latach dwudziestych XVIII stulecia.
Pochowano ją z wielką pompą w krypcie miejscowego kościoła. Poddani i służba dworska odetchnęli. Ale nie na długo: jeszcze nie wypaliły się gromnice nad mogiłą, nie zdjęto żałobnych szat, nie odprawiono wszystkich mszy, kiedy na przykościelnym cmentarzu i w zamkowych krużgankach pojawiać się zaczęło widmo Anny Konstancji.
  Zjawa w bieli przesuwała się przez zamkowe korytarze, niewidzialna ręka otwierała kolejno drzwi w całej amflladzie komnat, zimny podmuch gasił świece i pochodnie.
  Czasem przerażonym oczom mieszkańców zamku ukazywała się Anna Konstancja w innej postaci - tak, jak ją niedawno widziano leżącą w bogato rzeźbionej trumnie, ozdobionej herbami Wielopolskich i Lubomirskich: w czarnej krynolinie z podwójnym robronem, we wdowim welonie.
  Zamek zmieniał wielokrotnie właścicieli, należał do Wielopolskich, Branickich, Tarnowskich. Choć od śmierci Anny Konstancji minęło wiele lat, widmo jej ukazywało się tak często, że jeszcze w latach międzywojennych ostatni właściciele Suchej, hrabiowie Tarnowscy, uprzedzali co bardziej wrażliwych gości o możliwości spotkania z widmem prababki. Domownicy zdążyli się już do niej przyzwyczaić i traktowali ją jak rezydentkę.
  Istniała wówczas w mieście straż obywatelska. Zmieniający się co noc wartownicy obchodzili miasteczko. Musieli przechodzić także obok zamku i starego kościoła. Zdarzało się, że przerażeni wpadali na wartownię: trudno było zachować zimną krew w spotkaniu z widmem...
  Także w czasie okupacji Anna Konstancja - ku radości mieszkańców Suchej - wystraszyła niemieckie posterunki w zamku.
  Kiedy w pierwszych miesiącach okupacji hitlerowcy palili na dziedzińcu książki z zamkowej biblioteki, przez krużganki przesunęła się wyniosła postać kobieca w długiej sukni, nieczuła na kule niemieckich żołnierzy. Jeszcze w kilka lat po wojnie oglądać można było na ścianie ślady kul, które ogarnięci paniką niemieccy żołnierze wystrzelili w kierunku zjawy.
 

Contact form
Formularz kontaktowy