online web builder

Rycerz z Chojnika

 ajpiękniej położony z piastowskich zamków śląskich wznosi się na szczycie niedostępnej granitowej góry (627 m n.p.m.), w pobliżu wsi Sobieszów. Nazwę swą - Chojnik - wziął ponoć od strzelistych sosen, porastających i dziś zbocza góry.

  Według tradycji, książę z rodu Piastów świdnickich, Bolko I Surowy, kazał około roku 1292 na szczycie góry powalić prastare drzewa, a na porębie wznieść dwór myśliwski.
  W pół wieku później, około roku 1353, kronikarze śląscy wspominają już o zamku, wzniesionym z granitowych ciosów przez księcia świdnickiego Bolka II Małego.
  Po bezpotomnej śmierci Bolka II i jego żony Agnieszki, zamek przeszedł w roku 1393 w ręce ulubieńca książęcej pary, rycerza Gotsche Schofa. Był on protoplastą jednej z najmożniejszych później rodzin śląskich - Schaffgotschów. Jego potomkowie, nie szczędząc kosztów, zmienili Chojnik w potężną warownię, otoczoną podwójnym pierścieniem murów, z dwoma dziedzińcami i wyniosłymi wieżami. Pod zamkiem ciągnęły się głębokie lochy, w których nieraz kończyli swój żywot zalegający z daninami poddani surowych panów zamku, a także kupcy, mający nieszczęście wpaść w ręce rycerzy-rozbójników, bowiem niektórzy z Schaffgotschów parali się rozbojem.
  W roku 1675 nadszedł kres świetności potężnego zamczyska. 31 sierpnia, w samo południe, rozszalała się nad szczytami Karkonoszy straszliwa burza; piorun uderzył w zabudowania gospodarcze zamku, powodując pożar. Płomienie strawiły nie tylko stajnie i spichlerze, lecz i reprezentacyjne komnaty Schaffgotschów. Nie odbudowali oni już swej siedziby. Przenieśli się do pobliskiego Sobieszowa, a później do Cieplic.
 
Osmalone płomieniem mury na zamkowej górze, widoczne z daleka, budziły grozę wśród mieszkańców okolicy. Krążyły opowieści o skarbach ukrytych w zamkowych lochach, o widmach nawiedzających nocami miejsca, w których tylu ludzi zginęło gwałtowną i okrutną śmiercią.
  W księżycowe noce na murach pojawiał się ponoć cień konnego rycerza, błędne ogniki tańczyły nad zarastającymi trawą dziedzińcami, stłumione jęki dochodziły z zasypanych gruzem wejść do lochów.
  W XIX wieku, w epoce romantyzmu, malownicze ruiny były celem wycieczek wielu kuracjuszy, przyjeżdżających do pobliskich cieplickich wód. I dziś nadal Chojnik przyciąga zwiedzających. W zamku czynne jest schronisko; w sali jadalnej wysłuchać można ciekawej opowieści o dziejach Chojnika i jego legendach. Jeśli natomiast zostanie się w zamku aż do zmierzchu, a noc będzie księżycowa, można usłyszeć stłumiony odgłos kopyt rumaka widmowego rycerza, który objeżdża wokół budowlę po blankach murów.
  Pracownicy schroniska opowiadają, że pewnej letniej nocy w lipcu albo w sierpniu, w czasie pełni księżyca wyszli na dziedziniec górnego zamku. Było jasno, tylko rosnące obok murów drzewa rzucały długie cienie. Naraz na dziedzińcu pociemniało: po blankach murów przesuwał się ciemny kształt, przypominający cień człowieka siedzącego na koniu. Była to dziwna postać, wyglądała jakby powstała z ciemnej mgły czy dymu. Zjawisko trwało chwilę, po czym jeździec i koń rozwiali się w powietrzu.
Jeden z naszych rozmówców spotkał się z duchami Chojnika, kiedy pewnej letniej nocy wspiął się na szczyt wieży, by spojrzeć na Kotlinę Jeleniogórską w świetle księżyca. W głębokiej ciszy usłyszał, jak otwierają się ciężkie, dębowe drzwi baszty i szybkie kroki biegną po krętych schodach w górę. Oczekiwał, że ktoś pojawi się na górnym tarasie, a kiedy nikt nie nadchodził, oświetlił latarką ciemną czeluść klatki schodowej i zszedł na dół - nikogo nie było ani na schodach, ani na dziedzińcu...

Contact form
Formularz kontaktowy