Diabeł Wenecki

A chłopi się żegnali mówiąc, że po świecie

jeździ wenecki diabeł w niemieckiej karecie

(A. Mickiewicz - Pan Tadeusz)

    Diabeł ów, o którym słyszano nawet na dalekiej Litwie, nic wspólnego nie ma z perłą Adriatyku.

  Polska Wenecja to wieś leżąca w samym sercu pałuckiej ziemi, na wąskim przesmyku między dwoma jeziorami: Weneckim i Biskupińskim, kędy biegł pradawny szlak, łączący Bydgoszcz i Gniezno. Tam to właśnie, na wąskim półwyspie malowniczo wcinającym się w Jezioro Biskupińskie, to samo nad którym położona jest słynna na cały świat osada prasłowiańska, wznosił się w średniowieczu potężny zamek.

  Jak się to stało, iż zamek i wieś noszą egzotyczne miano - trudno dziś dociec. Powiadają, że jeden z panów zamku wziął sobie za żonę pannę, marzącą o urokach Adriatyku. Gdy przywiózł ją do swej rodowej siedziby miał jej rzec: - Masz tu swoją Wenecję! - i tak już zostało. Tak czy inaczej nazwa poświadczona jest w najstarszych zapiskach, a miejscowość, choć dawno prawa miejskie utraciła i dziś jest już tylko skromną wioską, położeniem swym w samej rzeczy przypomina stolicę dożów.

  Wzniesiony tu na przełomie XIII i XIV stulecia zamek należał do potężnego, wielkopolskiego rodu Nałęczów. Pod koniec XIV stulecia, za czasów króla Jagiełły, panem zamku był ostatni przedstawiciel tego rodu, kasztelan nakielski, generalny sędzia województwa kaliskiego, dziedzic ogromnej fortuny, Mikołaj Nałęcz Chwałowic.

  Mówiono o nim różnie. Dla jednych był to pan gospodarny, mądry, sprawiedliwy, inni twierdzili, iż był wcieleniem wszelkiego zła, za życia zadawał się z szatanem i stąd też uzyskał ów straszliwy przydomek: Diabeł Wenecki. Tak też w swej kronice nazywa go Długosz.

Legenda głosi, iż pewnej nocy, gdy na weneckim zamku ucztowano hucznie i wesoło, znienacka rozszalała się burza. W zamczysko uderzył piorun. Nikt z domowników ani z gości nie ocalał, zamek zamienił się w ruinę, grzebiąc pod zwałami murów ogromne skarby.

  Od tego czasu z zasypanych lochów słychać jęki, brzęk łańcuchów, zawodzenie. To Diabeł Wenecki, przykuty do swych skarbów, czeka na wyzwolenie. Powiadają, iż wyzwolenie nadeszło. Oto pewnej nocy w ruinach weneckiego zamku schroniła się cnotliwa dziewica, prześladowana zalotami starego i szpetnego starosty z pobliskiego Żnina. Jej to właśnie Diabeł Wenecki ukazał się w całej okazałości. Nie był to już jednak dawny możny pan, a błagający o wyzwolenie udręczony nieszczęśliwiec.

- Szczęśliwie się tu zabłąkałaś niewinna istoto - rzekł - w twe ręce składam swój los. Masz tu trzy skrzynie złota: jedną daj na kościół, drugą rozdaj ubogim, trzecią możesz sobie zachować. Jeśli to uczynisz, uwolnisz mnie od dalszych mąk.

  Dziewica przyrzeczenia dotrzymała, złe moce nie opuściły jednak ruin weneckiego zamku. Po wielu latach bowiem, kiedy na miejscu gdzie stał niegdyś zamek, wznosił się jedynie porośnięty trawą wzgórek, wybrali się tam pastuszkowie by paść kozy. Jeden z nich bawił się, podrzucając do góry czapkę, która w pewnej chwili upadła na ziemię i znikła. Okazało się, iż wpadła do otworu prowadzącego do podziemnych lochów. Chłopcy znali opowieści krążące wokół tego miejsca, żaden tedy nie odważył się zejść do podziemi. Ten, który czapkę stracił, zaczął strasznie lamentować. I wtedy czapka, niczym z procy, wystrzeliła w powietrze... pełna złotych talarów! Wieść o tym wydarzeniu szybko rozeszła się po okolicy, kto żyw przybiegał by i swoją czapkę do lochów wrzucić. Skutek był jednak tylko taki, że przez czas jakiś mieszkańcy Wenecji chodzili z gołymi głowami.

  Wszystko to działo się dawno temu. W rzeczy samej tak dawno, iż w opowieściach tych trudno rozróżnić co jest prawdą, a co później dodanym zmyśleniem.

dalej